Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać. - Antoine de Saint-Exupéry
- Mamo – wchodzę do kuchni i podchodzę do blatu, o który po
chwili się opieram. Kobieta przenosi na mnie swoje spojrzenie i uśmiecha się.
- Tak synku? – przez dłuższy czas się nie odzywam. Szukając
w myślach słów, których mógłbym teraz użyć.
- Bo, mieliśmy się wyprowadzić dopiero za tydzień – zaczynam
niepewnie, na co moja rodzicielka patrzy na mnie uważnie.
- I co związku z tym? – pyta w końcu kiedy znowu przez
dłuższy czas się nie odzywam.
- Po prostu, chcę tam jechać wcześniej z Zackiem i chodzi
tylko o to, czy jak byśmy teraz pojechali to czy mielibyśmy gdzie się
zatrzymać? – kobieta przygląda mi się przez chwilę, po czym odwraca się i wraca
do krojenia warzyw.
- Dlaczego chcesz jechać wcześniej?
- Myślę że możesz się domyśleć – po krótkiej chwili jednak
dodaje – nie wytrzymam tu dłużej z ojcem, a jeżeli mogę jechać wcześniej to
chętnie z tego skorzystam.
Moja rodzicielka nic się nie odzywa, mam wrażenie jakby
zapomniała, że znajduje się z nią w tym samym pomieszczeniu, że w ogóle zadałem
jej jakieś pytanie.
- Dlaczego Zack ma jechać z tobą?
- Dobrze wiesz, że to mój najlepszy przyjaciel. Zaproponował
mi, że może mi pomóc z przeprowadzką, a ja chętnie jego pomoc przyjmę. Zresztą,
nie uważasz że to będzie dla mnie lepsze? Zabiorę ze sobą swojego przyjaciela,
który pomoże mi zaaklimatyzować się w nowym mieście i w nowym otoczeniu.
- Dobra, powiedzmy że ci wierze – odkłada nóż na blat. Jedną
ręką podpiera się pod bok i odwraca w moją stronę. – Możecie jechać. Co prawda,
nie wiem w jakim stanie jest teraz dom, ale podejrzewam że wszystko powinno być już skończone. Kiedy
chcecie jechać?
- Myślę, że gdyby była taka możliwość to już jutro? – miałem
zrobić z tego zdanie twierdzące jednak pod jej spojrzeniem wyszło to bardziej
jako pytanie. Kobieta kiwa głową na znak że rozumie.
- Dobrze, pojedziecie jutro. Ale skoro wy jedziecie jutro,
ja przyjadę do Milwaukee dwa dni po waszym przyjeździe, czyli w piątek, jasne?
Muszę się zgodzić. Jak się nie zgodzę, powie że nie mogę
jechać.
- Okej, rozumiem.
- Świetnie – kobieta uśmiecha się do mnie, po czym wraca do
gotowania. – Przyjdź do mnie wieczorem to dam ci klucze do nowego domu i
zapiszę adres – mówi. Kiwam głową na znak zrozumienia i wychodzę z kuchni.
Kiedy znajduje się już w korytarzu wyciągam telefon i piszę do Zacka, aby
poinformować go, że wszystko się udało i że ma się już pakować.
&
- Lilly! – krzyczę, kiedy zauważam dziewczynę, która idzie
sobie obecnie korytarzem. Kiedy słyszy swoje imię odwraca się w każdą stronę,
szukając osoby która ją woła. Podbiegam do niej.
- Jezu, Taiss. Nie strasz mnie! – mówi chwilę po tym jak szturcham ją w bok.
- Oj tam – mówię i zaczynam się śmiać, po chwili jednak
poważnieje. – Wiesz może o co chodziło Luke’owi? – pytam, kiedy kierujemy się w
stronę wyjścia ze szkoły.
- Nie, nie mam zielonego pojęcia. Ten dupek unikał mnie od
przerwy obiadowej! – Lilly mi się zbulwersowała. – Ale niech on tylko stanie mi
na drodze to ja już sobie z nim porozmawiam.
- Lilly spokojnie – mówię w momencie, kiedy otwieram drzwi.
Wychodzimy na świeże powietrzę, jejku jak ja uwielbiam to uczucie!
- Żadne spokojnie! – Lilly przywraca mnie na ziemię. – Ja
się muszę dowiedzieć co ten dupek miał na myśli. Niby dlaczego nie możesz iść
na randkę z Bradem? No i dlaczego mnie unikał cały dzień?
- Uspokój się – szturcham ją w ramię. Podchodzimy do mojego
auta, patrzę zdezorientowana na Lilly, kiedy ona podchodzi na miejsce pasażera.
- No co? – pyta kiedy wyczuwa mój wzrok.
- Co ty robisz? Czemu nie idziesz do swojego samochodu?
- Przyjechałam dzisiaj z Luke’m, ale ten buc mnie wkurzył,
więc jadę z tobą – otwiera sobie drzwi i wsiada do auta. Jeszcze przez chwilę
stoję w szoku, jednak po chwili się ogarniam i wsiadam do środka. W końcu to
Lilly, powinnam się przyzwyczaić.
~*~
- Zostajesz w samochodzie czy idziesz ze mną? – pytam
dziewczyny, kiedy zatrzymuje samochód pod przedszkolem. Dziewczyna wrzuca swój
telefon do torby i przenosi swoje spojrzenie na mnie.
- No oczywiście że idę z tobą – odpina swoje pasy – w końcu
tak dawno nie widziałam mojego bohatera – mówi przy okazji zmieniając głos, co
naprawdę dziwnie brzmi.
- Dobra, jak chcesz – wysiadam zaraz po niej z samochodu.
- Myślisz że stęsknił się za mną? – pyta Lilly, kiedy
wchodzimy przez drzwi.
- Wątpię, nie wspominał nic o tobie – dziewczyna nadyma
policzki i uderza mnie w ramię.
- Jak możesz? Przynajmniej mogłaś mnie okłamać, że od czasu
do czasu mówi coś o mnie.
- Nie mogę – kręcę głową.
- Możesz.
- Czyli co? Od dzisiaj mam cię okłamywać? – patrzę na nią. Dziewczyna kiwa
głową twierdząco.
- Tak! Znaczy nie... Ugh! Mogłaś mnie okłamać pod tym względem, no wiesz, że się stęsknił za mną – mówi po czym
obie wybuchamy śmiechem.
- Taiss! – odwracam się kiedy słyszę jak ktoś mnie woła.
Przy oknie po drugiej stronie pomieszczenia stoi Brad.
- Hej! – mówię kiedy go zauważam, Lilly odwraca się zaraz po
mnie, kiedy zauważa kto tam stoi uśmiecha się cwaniacko. – Znowu przyszedłeś po
kuzyna? – pytam kiedy chłopak podchodzi do nas.
- Tak, dokładnie. A ty znowu po brata?
- Tak dokładnie – powtarzam jego słowa. Stoimy tak i patrzymy na siebie przez
dłuższą chwilę, jednak Lilly przerywa nam to chrząkając cicho.
- Och, właśnie, Brad to jest Lilly, Lilly to jest Brad –
przedstawiam ich sobie.
- Hej, miło mi cię poznać – Brad uśmiecha się do Lilly i
podaje jej swoją dłoń. Śmiać mi się chcę kiedy Lilly trochę spanikowana podaje
mu swoją.
- Tak, ciebie również miło mi poznać – posyła mu delikatny
uśmiech, po chwili jednak odwraca się w moim kierunku. – To wy może sobie tutaj porozmawiajcie, a ja
pójdę po Kievina, co?
- Okej, jasne – mówię, chociaż za bardzo nie podoba mi się
ten układ. Lilly odchodzi od nas zostawiając nas w ciszy. Spoglądam na Brada,
który cały czas na mnie patrzy.
-Więc zostaliśmy sami – zaczynam jakoś.
- Tak – odpowiada. – Więc może teraz uzgodnimy kiedy
odbędzie się nasza randka, co? – podchodzi do mnie bliżej. Dzieli nas naprawdę
mała odległość.
- Okej – odpowiadam lekko speszona jego bliskością – co
powiesz na sobotę? – pytam. Chłopak robi minę jakby się zastanawiał, po czym
uśmiecha się do mnie.
- Mi pasuje – mówi – ale nie powiem do soboty jeszcze
daleko. Długo będę musiał czekać – robi smutną minę.
- Och, na pewno dasz radę i wytrzymasz – uśmiecham się do
niego i klepię go po ramieniu.
- Będę musiał – odwzajemnia mój uśmiech.
- A teraz wybacz, ale pójdę już do Lilly.
- Jasne, nie ma sprawy. Miło było cię zobaczyć Taiss, w
takim razie do zobaczenia jutro w szkole.
- Pa Brad! – mówię i oddalam się w poszukiwaniu Lilly i
Kevina.
Znajduje ich w szatni, gdzie Lilly pomaga Kevinowi się
ubrać. Podchodzę do nich.
- Hej łobuzie – tarmoszę jego fryzurę, chłopak patrzy na
mnie „groźnym” spojrzeniem co w rzeczywistości jest bardzo słodkie.
- Zostaw – mówi obrażonym tonem i ściąga moją rękę z jego
głowy. Zdezorientowana patrzę na Lilly na co ta, tylko wzrusza ramionami.
- Co jest chłopie? – kucam przy nim i przyglądam się mu
uważnie.
- Znowu rozmawiałaś z tym chłopakiem i zapomniałaś o mnie –
krzyżuje swoje ręce i odwraca się do mnie. Próbuje powstrzymać śmiech, on jest
taki słodki.
- Hej – odwracam go w swoją stronę i podnoszę jego podbródek
tak, aby patrzył na mnie. – Nie zapomniałam o tobie, po prostu Lilly po ciebie
przyszła bo się bardzo za tobą stęskniła i chciała się z tobą pierwsza zobaczyć
– chłopak patrzy na mnie z lekkim niedowierzeniem jeszcze.
- Naprawdę? – pyta.
- Naprawdę – przytakuje mu. Kevin nic nie odpowiada tylko
przytula się do mnie. – Wszystko już w porządku? – pytam kiedy odsuwa się ode
mnie.
- Tak - odpowiada z
uśmiechem na twarzy, zabiera swoją zabawkę którą miał dzisiaj w przedszkolu, a
my idziemy zaraz za nim.
- Nie ładnie tak kłamać – słyszę jak szepcze do mnie Lilly,
spoglądam na nią.
- No co? Powiedziałam mu tylko w połowie prawdę. Przecież
naprawdę chciałaś się z nim spotkać.
- No dobra, niech ci będzie – przytakuje mi Lilly.
&
- Andy – przewracam oczami i po raz któryś już dzisiejszego
ranka spoglądam na swoją rodzicielkę.
- Tak?
- Obiecaj mi, że będziecie na siebie uważać i nie zrobicie
niczego nie odpowiedniego – przewracam oczami, znowu.
- Mamo, prosiłaś mnie o to już dzisiaj chyba z tysiąc razy.
- Nie szkodzi. Po prostu mi obiecaj.
- Niech się pani nie martwi. Dopilnuje żeby niczego nie
popsuł – Zack podchodzi i zarzuca na moje ramię swoją rękę przy okazji
szczerząc się do mojej mamy.
- Zack, proszę cię. Przecież wy razem coś zawsze psujecie – chłopak łapie się za serce gdy to słysz i udaje że słowa mojej rodzicielki go
zabolały.
- No wie pani co! Jak pani może tak mówić?
- Normalnie, znam cię od dziecka i wiem, że gdy wy jesteście
razem to nie jest to zbyt dobre połączenie – spoglądamy na siebie i wybuchamy
śmiechem.
- Oj tam! Przesadza pani!
- Ja z niczym nie przesadzam! Ja mówię prawdę! Nie
pamiętacie już, jak wzięliście jakiegoś małego dzieciaka z sąsiedztwa i
owinęliście go w papier toaletowy, bo chcieliście mieć swoją własną mumię? –
wszyscy razem wybuchamy śmiechem na to wspomnienie.
- Mamo, ale to było dawno i nieprawda!
- Nieprawda? Do dziś pamiętam jak matka tego dziecka
przyszła zdenerwowana do mnie na skargę!
- Oj tam! – mówię – Dobra, my musimy już iść – patrzę na
mamę. – Dasz sobie radę, prawda? – Kobieta kiwa głową na „tak” i podchodzi do
mnie aby mnie przytulić. Odwzajemniam jej uścisk i przyciągam ją mocniej do
siebie. – Spotkamy się w piątek,
pamiętaj że cię kocham – szepcze jej do ucha.
- Ja ciebie też synku – klepie mnie delikatnie po plecach.
Kiedy odsuwam się od mojej rodzicielki podchodzi do niej
Zack i rozkłada ręce. Łapię ją w niedźwiedzim uścisku i przysuwa do siebie
bardzo mocno.
- Do zobaczenia w piątek pani Scarlett. Mam nadzieje że nie
będzie się pani nudziło bez nas.
- A ja mam nadzieje że wy nie będziecie się nudzić beze
mnie! – odpowiada mu, na co Zack mówi do mnie niemo nad jej głową „na pewno”.
Uśmiecham się na to.
~*~
- Nienawidzę latać samolotem! Nienawidzę! – Zack powtarza
to, odkąd wyszliśmy z lotniska. Czyli jakieś pół godziny temu. No albo trochę więcej.
Wysiadamy z taksówki, która przywiozła nas pod mój nowy dom. Jakoś nie mam
ochoty wysiadać i go zobaczyć, ale z drugiej strony nie mam też ochoty zostawać
w tej taksówce która nie pachnie zbyt ładnie.
- Przestań marudzić i chodź – klepie chłopaka w ramię i
wychodzę z samochodu. Podchodzę do bagażnika i wyciągam z niego walizki. Po
chwili dołącza do mnie Zack. W dalszym ciągu marudzi coś pod nosem ale go nie
słucham. Wyciągam z kieszeni kartkę, na której mama zapisała mi adres,
rozglądam się dookoła szukając odpowiedniego numeru. Kiedy w końcu go znajduje,
zaczynam kierować się w kierunku domu, a Zack idzie za mną kopiąc jakiś
kamyk. Kiedy zatrzymuje się przy furtce podnosi głowę i zaczyna gwizdać.
- O cholera! To na pewno twój dom? – spogląda na mnie.
-Taki adres mam napisany na kartce – mówię mu.
- Pokaż – nie wierzy mi, no oczywiście że mi nie wierzy.
- O cholera, twój ojciec naprawdę zaszalał! – mówi, kiedy
kończy piąty raz sprawdzać adres.
- Ta, ale wolałbym chyba, żeby aż tak bardzo nie szalał - mamroczę pod nosem.
Jej wkońcu nowy rozdział :-D
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co będzie dalej więc życzę weny i do następnego ;-)
ostatni-zakret.blogspot.com
Dziękuje bardzo! :)
OdpowiedzUsuń