piątek, 26 lutego 2016

7 - "Andy wyjdź z tej doniczki!"



Kobieta Cię urodziła, więc nie masz prawa żadnej poniżyć ~ Tupac Amaru Shakur



-Stary pośpiesz się! Musimy już jechać po twoją mamę! – słyszę jak Zack krzyczy do mnie z dołu. Jeszcze raz spoglądam na swoje odbicie w lustrze. Nie jestem w stanie pojąć tego, co wczoraj się wydarzyło. Dlaczego tak zareagowałem na imię jakieś dziewczyny? Czy ja kogoś takiego znałem? Odganiam te myśli ze swojej głowy. Przemywam twarz zimną wodą, po czym ją wycieram i schodzę na dół do Zacka. Widzę jak ubiera w korytarzu buty.
- W końcu! Co ty tam na górze robiłeś? – pyta mnie, kiedy do niego podchodzę.
- Nie chcesz wiedzieć. Naprawdę – mówię, a na mojej twarzy pojawia się uśmieszek. Cwaniacki uśmieszek. Zack rozumie o czym mówię i uderza mnie w ramię.
- Ty zboczeńcu! – krzyczy i zaczyna się śmiać. – Jak ty tak możesz? Dzisiaj przyjeżdża twoja matka! – mówi, jednak nie przestaje się śmiać.
- No właśnie, a więc musiałem skorzystać z takiej okazji – wychodzimy z domu kiedy to mówię. Zamykam jeszcze drzwi na klucz i dołączam do chłopaka, który stoi już za furtką.
- A posprzątałeś chociaż po sobie?
- O cholera! – mówię i wybuchamy razem śmiechem.



~*~



- W pewnym sensie, nienawidzę się z tobą pokazywać publicznie – spoglądam kątem oka na Zacka.
- Co masz na myśli? – wyciągam telefon z kieszeni i sprawdzam czy nie mam  żadnej nowej wiadomości.
- Zawsze, gdziekolwiek jesteśmy, dziewczyny patrzą się na ciebie. Czasami mogły by popatrzeć na mnie -  o czym on gada? Rozglądam się wokół siebie, ale nic nie jestem w stanie zauważyć.
- Co? Przecież nikt się na mnie nie patrzy. O co ci chodzi? – Zack wzdycha.
-Przed chwilą przechodziła grupka dziewczyn i cię wręcz pożerały wzrokiem, a na mnie nawet nie zwróciły uwagi - Uśmiecham się sam do siebie i podchodzę do chłopaka. Zarzucam na jego ramię swoją rękę i przyciągam go do siebie, tak, że nie może się wyrwać.
- Oj, przestań. Nie martw się, już ja się postaram i znajdę ci jakąś dziewczynę – tarmoszę mu jego fryzurę. Wiem, jak bardzo tego nie lubi. Zack próbuje się wyrwać z mojego uścisku, jednak nie może. Mocno go trzymam.
- Nie chcę, Andy. Twój gust i mój są całkiem inne.
- Oj, nie przesadzaj. Na pewno ci się spodoba – mówię i zaczynam iść, ciągle trzymając Zacka. Chłopak próbuje się wyrwać, przez co odwracamy się tyłem do kierunku w którym mieliśmy się udać. Wiem, że robimy małe zamieszanie na lotnisku i przyciągamy wzrok ciekawski ludzi, jednak na mnie nie robi to żadnego wrażenia. Nie jestem z tego powodu jakoś zawstydzony. Nie, żebym kiedykolwiek był, czy coś.
- Chłopcy, nie róbcie tego publicznie – słyszę za sobą głos mamy, przez co mój uścisk się osłabia, a Zack to wykorzystuje. Kiedy zauważa, że nie trzymam go już tak mocno, popycha mnie, przez co puszczam go, a sam loduje na jakiejś dużej roślinie, która jest w dużej doniczce. Ląduje w niej swoją dupą.
Widzę jak Zack próbuje powstrzymać się od wybuchnięcia śmiechem. Odwraca się do mojej rodzicielki i delikatnie kiwa głową.
- Dzień dobry pani Brown. Jak minęła pani podróż? – podchodzi do mojej mamy i zabiera od niej walizki. A ja? Ja sobie siedzę w tej doniczce.
- Andy wyjdź z tej doniczki! – mówi moja rodzicielka, kiedy kończy rozmawiać z moim przyjacielem.
- Właśnie Andy, wyjdź z niej! – powtarza za moją mamą Zack. Uśmiecham się. Wpadłem na genialny pomysł.
- To chodź mi mój drogi przyjacielu pomóż – mówię i wystawiam przed siebie swoje ręce. Chłopak robi niepewną minę, ale podchodzi do mnie i mnie za nie łapię. Wykorzystuję sytuację i przyciągam go w swoim kierunku. Efekt końcowy jest taki, że Zack ląduję swoją dupą obok mnie. Nie mogę się powstrzymać i wybucham śmiechem.
- Debilu! Co ty robisz? – krzyczy Zack, a ja nie mogę się uspokoić i wybucham jeszcze większym śmiechem. Moja rodzicielka stoi i kręci z politowaniem głową. Odwraca się od nas i zaczyna kierować w stronę wyjścia, jednak zanim odchodzi od nas na dużą odległość odwraca się do nas.
- Jak coś, to się nie znamy – mówi i odchodzi. Wybucham śmiechem, kiedy rozumiem jej słowa, a wraz ze mną Zack. Po chwili, jednak wychodzimy z tej doniczki, kiedy zauważamy ochronę i biegniemy do mojej mamy.


&


Budzi mnie mój telefon. Ktoś do mnie dzwoni, jednak jestem zbyt zaspana, żeby otworzyć oczy i zobaczyć kto to. Z zamkniętymi oczami chwytam telefon i przeciągam palcem, na wyczucie.
-Halo? – mówię zaraz po odebraniu. Zdaję sobie sprawę, że mój głos jest zaspany. Po drugiej stronie słyszę męski chichot.
- Dzień dobry. Jak się spało? – pyta Brad. Kiedy dociera do mnie, że to on, szybko podnoszę się do siadu i przecieram swoje oczy.
- Dobrze, dobrze – mówię jeszcze nie do końca  obudzona.
- To dobrze – słyszę jak cicho chichocze. – Obudziłem cię, prawda?
- Nie, właśnie miałam wstać – mówię. Nie chcę, aby źle się czuł z tym, że mnie obudził.
- To dobrze, ulżyło mi – słyszę, jak jego głos robi się radośniejszy. Uśmiecham się na to.
- Ale tak właściwie to, dlaczego dzwonisz? – pytam.
- Miałem nie dzwonić, skoro to dzisiaj jest nasza randka, jednak nie mogłem wytrzymać i po prostu musiałem – uśmiecham się kiedy to słyszę.
-Ach, rozumiem – mówię. Między nami zapanowała teraz cisza. Spoglądam na zegarek. – Przepraszam cię Brad, ale muszę kończyć. Wiesz muszę się ubrać i tak dalej.
-Jasne, rozumiem. Będę po ciebie o dziewiątej, piękna – mówi i się rozłącza.


Piękna? Nie lubię jak chłopacy tak do mnie mówią. Nie mam nic przeciwko, jeżeli zwraca się tak do mnie moja rodzina, ale jeżeli ktoś obcy, to od razu mnie on do siebie zniechęca. Jestem dziwna, prawda? Podnoszę się ze swojego łóżka i idę do łazienki. Gdy kończę swoją poranną toaletę, kieruje się w kierunku swojej szafy. Jako że mamy wiosnę i pogoda dzisiaj jest ładna, decyduje się aby ubrać, czarne leginsy i białą, długą koszulkę z trzy czwartymi rękawami. Zakładam jeszcze swoje ulubione czerwone trampki, biorę swoją czarną skórzaną kurtkę, chwytam torbę i wychodzę z pokoju. Idę do kuchni gdzie zastaje swoją mamę. Podchodzę do niej i całuje w policzek.
- Cześć – mówi.
- Cześć. Jak się spało? – pytam, kiedy nakładam sobie naleśniki, które mama musiała przed chwilą zrobić.
- Dobrze? A tobie?
- Taa, mi też – uśmiecham się do niej.
- To dzisiaj masz tą randkę z tym ciachem jak to Lilly powiedziała? – mama przysiada się koło mnie i przygląda. Ach, tak, zapomniałam wspomnieć. Wczoraj była u mnie Lilly i oczywiście wygadała wszystko mojej mamie. Zaczynając od tego, jak pierwszy raz rozmawialiśmy, aż do tego jak poprosił mnie o randkę. Kiwam twierdząco. Na twarzy mamy pojawia się większy uśmiech.
- Jej! Nie mogę uwierzyć, że moja córeczka idzie na rankę! – klaszczę w ręce i mnie przytula, mocno. – O której ma tu przyjechać?
- O dziewiątej – odpowiadam  i wpakowuje sobie duży kawałek do buzi. Mama zerka na zegarek.
- Masz pięć minut! Szybko jedz i idź zęby umyć! – patrzę na nią jak na wariatkę.
- Po co? – pytam z pełną buzią.
- A jak będzie chciał cię pocałować a ty będziesz miała nieświeży oddech, albo kawałek tego naleśnika? – kaszle. Nie spodziewałam się, że mama o czymś takim pomyśli.
- Mamo, proszę cię! – mówię. Jednak ona nie zwraca na mnie uwagi, zabiera mi talerz, na którym i tak już prawie nic nie ma i wypycha mnie w kierunku łazienki.
- Idź myj zęby, jak przyjdzie to powiem mu, żeby na ciebie chwilkę poczekał.
Nie zdążam wejść jeszcze do łazienki a już słyszę dzwonek do drzwi. Przeklinam cicho pod nosem i zamykam drzwi od łazienki. Mam nadzieje że moja mama, nie powie niczego, co mogłoby mnie skompromitować.
Wchodzę do korytarza i zastaję w nim Brada i moją mamę. Stoją i śmieją się razem. Boże! Pewnie ze mnie, znając moje szczęście. Wchodzę do salonu zabieram z niego swoją kurtkę i torebkę, spoglądam na Kevina który ma posępną minę. Nie chcę teraz pytać o co chodzi, więc macham do niego tylko ręką. Kevin olewa mnie…
Wracam do korytarza i staje koło swojej rodzicielki. Dopiero wtedy mnie zauważają.
- Och, Taiss, ślicznie dziś wyglądasz – mówi Brad, kiedy kończy mnie lustrować swoim wzrokiem. Uśmiecham się do niego.
- Dziękuje – mówię i do niego podchodzę . – Idziemy? – pytam. Chłopak od razu kiwa głową.
- Do widzenia pani Megan! – Brad odwraca się do mojej mamy i się z nią żegna. Wychylam się z nad jego ramienia i mówię do niej.
- Do zobaczenia później. Zadzwonię do ciebie później jak wyjdę z tego wydawnictwa, firmy, jakkolwiek to się nazywa – mama spogląda na mnie i się uśmiecha.
- Okej, tylko nie zapomnij, że masz zadzwonić! – grozi mi palcem i się śmieje. – Bawcie się dobrze – mówi do nas.
- Okej! Do zobaczenia później. Pa Kevin! – krzyczę i wychodzę za Bradem z domu. Mama zamyka za nami drzwi.


&


- Nigdzie nie pójdę! – krzyczę. Nie zgodziłem się na takie coś. Nikt mnie o tym nawet nie poinformował, więc dlaczego miałbym iść?
- Andy! Proszę cię! Ojciec pewnie ci nie powiedział, bo zapomniał. Wiesz, że jest zapracowany – prycham na to co słyszę.
- Nie mamo, dlaczego miałbym to zrobić? Zgodziłem się na tą przeprowadzkę. Przyjechałem tu, bez większych kłótni, ale nie będę już robił tego co ON chcę – daje duży nacisk na słowo „on”. Nienawidzę nazywać tego człowieka swoim ojcem.
- Andy, proszę cię! – moja rodzicielka zaczyna płakać. I to jest właśnie ten moment w którym się poddaje. Mogę znieść wszystko, ale nie jej łzy.
- Dobrze – wzdycham. – Pójdę tam…- mówię i wychodzę, w dalszym ciągu, zdenerwowany z domu.


&


- Gdzie jesteśmy? – pytam, kiedy Brad parkuje samochód na parkingu. Patrzy na mnie i się uśmiecha.
- Pomyślałem, że na początku moglibyśmy pójść do zoo – cały czas się uśmiecha. 
- Do zoo? – pytam.
- Tak, do zoo. A co? Nie lubisz zoo? – Brad panikuje. Cicho chichoczę na to.
- Nie skądże! Podoba mi się – uśmiecham się, aby pokazać że mówię prawdę.
- To świetnie – mówi i wysiada z samochodu. Odpinam swoje pasy i zanim zdążam chwycić za uchwyt, który sprawiłby, że drzwi by się otworzyły, Brad robi to za mnie. Spoglądam na niego zszokowana. Pierwszy raz, ktoś zrobił dla mnie coś takiego i muszę przyznać, że mi się podoba.
- Chodź – mówi i podje mi dłoń. Patrzę z początku na nią nie pewnie, bo nie wiem co on chce abym z nią zrobiła. Szybko jednak pojmuję co ma na myśli, kiedy spoglądam w jego oczy. Łapię ją i wychodzę z samochodu. Chłopak nie puszcza mnie.


~*~


- Nie uważasz, że te małe małpki są słodkie? – pytam i pokazuje na nie palcem. Naprawdę są świetne.
- Może – odpowiada zdawkowo. Nachyla się w moim kierunku i szepcze mi do ucha. – Uważam, że ty jesteś słodsza. – Prostuje się od razu gdy kończy to mówić. Nie patrzę na niego. Jestem w za dużym szoku aby to zrobić. Stoimy jeszcze przez chwilę przy małpkach, po czym Brad łapie mnie za dłoń i zaczyna ciągnąć, w tylko sobie znanym kierunku.
- Brad, gdzie idziemy? – pytam w końcu. Chodziliśmy, chyba przez pięć minut nic do siebie nie mówiąc. Spogląda na mnie z nad swojego ramienia i się uśmiecha.
- Chciałem zabrać cię na lody. Nawet widziałem gdzieś wcześniej lodziarnie, ale jak tak teraz chodzimy to mam wrażenie, że miałem omamy z tą lodziarnią – parskam śmiechem. Chłopak patrzy na mnie z miną, która mówi, abym się z niego nie śmiała. Nie skutkuje. Zaczynam się śmiać jeszcze bardziej. Naprawdę jego mimika twarzy jest zabawna! 
- No co?! – chłopak w końcu wybucha.
- Bo widzisz – mówię przez śmiech. Swoim palcem wskazującym pokazuje gdzieś za siebie. Nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej. Jednak mina Brada mówi mi, abym przestała się z niego śmiać. I próbuje to zrobić. Naprawdę próbuje. Biorę głęboki wdech. Co ja mówię, biorę nawet trzy głębokie wdechy.
- Lodziarnia….tam – pokazuje palcem za siebie. Tylko na tyle jestem w stanie się zdobyć. Chłopak patrzy to na mnie, to za mnie, po czym sam wybucha śmiechem.
- Co ja bym zrobił bez ciebie? – podchodzi do mnie i całuje mnie czoło. Po chwili odsuwa się kawałek i ciągnie mnie w przeciwną stronę.


~*~


- Naprawdę świetnie się dzisiaj z tobą bawiłam. Dziękuje ci za ten ranek – mówię i spoglądam mu w oczy. Brad odwiózł mnie, aż pod samą firmę do której mam się dzisiaj zgłosić.
- Nie ma za co – uśmiecha się. – Jak chcesz to mogę nawet po ciebie później przyjechać – odgarnia pasemko moich włosów.
- Nie, wrócę sobie autobusem, ale, dziękuje. Dzięki za propozycje – uśmiecham się, odwzajemnia go. – Będę już szła, wiesz nie chcę być spóźniona – kiwa głową na znak że rozumie.
- Jasne, idź. Powodzenia – nachyla się i składa pocałunek na moim czole. Odsuwa się ode mnie, macha i odchodzi. Uśmiecham się na to.


~*~


- Dzień dobry, ja miałam się dzisiaj tutaj zgłosić – kobieta o miłym wyglądzie spogląda na mnie.
- A w jakiej sprawie? – pyta miło.
- Wygrałam konkurs, który organizowaliście…- nie zdążam dokończyć, bo kobieta mi przerywa.
- Tak, tak, już wszystko wiem! Ty jesteś Taissa Smith, tak? – kiwam głową na potwierdzenie. Kobieta wciska mi w dłoń, jak podejrzewam, przepustkę.
- Załóż to na szyje, żeby ochrona się do ciebie nie przyczepiła – jej twarz cały czas ozdobiona jest w uśmiechu, co w minimalnym stopniu, pozwala mi chociaż uspokoić moje nerwy. – Dyrektor już na ciebie czeka. Musisz pojechać windą na dwunaste piętro i iść do gabinetu numer sto dwadzieścia trzy. Pokój będzie podpisany, więc nie powinnaś się zgubić.
- Dobrze, rozumiem, dziękuje – mówię niepewnie i odchodzę od recepcji.
Dopiero, kiedy znajduje się koło windy, czuje jak cały stres znów do mnie wraca. Mam wrażenie, że albo zaraz zwymiotuje albo zemdleję. Biorę głęboki wdech i wchodzę do windy. Na moje szczęście, albo i nieszczęście winda jest pusta. Naciskam przycisk, który sprawi, że zawiezie mnie na odpowiednie piętro. Opieram się o jedną ze ścian i spoglądam co się dzieje na dworze. Ach, nie wspominałam, ale ten budynek jest nowoczesny, a co za tym idzie, mają szklane windy. Strasznie mi się to podoba.

Wysiadam na odpowiednim piętrzę i zaczynam szukać odpowiedniego gabinetu. Trochę mi to zajęło. Jest tu strasznie dużo różnych pokoi, co nie ułatwiało mi to. Kiedy w końcu go znajduje podchodzę do niego. Biorę głęboki wdech i pukam.
- Proszę! – słyszę donośny głos, który wydobywa się zza drzwi. Otwieram je i wchodzę do pomieszczenia. Naprzeciwko drzwi znajduje się duże brązowe biurko. Jakieś szafy stoją po prawej stronie, jednak to nie one wzbudziły najbardziej moje zainteresowanie. Najbardziej zafascynowała mnie panorama na miasto! Cała ściana była ze szkła. To jest coś naprawdę niesamowitego!
- Dzień dobry – mówię kiedy podchodzę do biurka mężczyzny, cały czas zapatrzona w widok za nim.
- Dzień dobry – odpowiada i odkłada jakieś papiery, które akurat miał w ręku. – Usiądź sobie, proszę – wskazuje na krzesło. Siadam na nim. – Jak podejrzewam ty jesteś Taissa Smith, osoba która wygrała nasz konkurs, prawda? – jestem wstanie kiwnąć tylko głową. Tak bardzo jestem onieśmielona. – Dobrze, wiesz jaka jest nagroda, prawda?
- Tak, będę odpowiedzialna za zdjęcia na pierwszej okładce, waszego magazynu, który ma wyjść w następnym miesiącu oraz mam odbyć tutaj roczne praktyki.
- Dokładnie – odpowiada. - Jak wiesz, magazyn wyjdzie dopiero za miesiąc, jednak ty zaczniesz już od poniedziałku. Jeszcze dzisiaj poznasz osobę, która znajdzie się na pierwszej okładce. Zapoznacie się i zaczniecie robić zdjęcia. Cały miesiąc macie na dotarcie do siebie. Chcę mieć dobre zdjęcie na okładce – kiwam głowę na to co mężczyzna mówi. Powoli zaczynam czuć presję, jaka na mnie ciąży.
- Czyli mam rozumieć, że już wybraliście osobę która będzie na okładce? – pytam ponieważ jestem ciekawa. Chcę wiedzieć z kim będę pracowała przez najbliższy miesiąc.
- Tak, na wczorajszym zebraniu podjęliśmy decyzję. Zaraz powinien tu być.
- A jak nazywa się ta osoba?

- Andy Brown – mężczyzna odpowiada na moje pytanie, akurat w tym momencie kiedy rozlega się pukanie do drzwi. 



________________________________________

Długo nie było rozdziału. Wiem, przepraszam. Kolejny postaram się dodać szybciej. 

Do kolejnego! 

2 komentarze:

  1. Rozdział jak zwykle genialny ;) No jestem ciekawa jak będzie wyglądać ich współpraca :D pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podobał! ;3
      Wena na pewno się przyda a więc dziękuje!
      Pozdrawiam. ^,^

      Usuń