Miłość, marzenia, uczucia i myśli, jeszcze raz uwierz w
siebie i uwolnij ten instynkt.
By żyć, by być i istnieć dla szczęścia, teraz Ty i my czyli
ludzie po przejściach ~O.S.T.R
W całym domu rozlega się pisk. Zasłaniam sobie uszy, aby
chociaż w minimalny sposób uchronić się od ogłuchnięcia. Lilly podbiega do mnie
i łapie mnie za ramię.
- Powiedz mi prawdę, naprawdę z nim będziesz pracować? –
ciągnie mnie za rękę, to boli.
- Tak Lilly, będę z nim pracować, przez najbliższy miesiąc –
wyswobadzam się z jej uścisku. Spoglądam kątem oka na mamę, ciągle siedzi w tej
samej pozycji, ale jej mina jest nietęga. Wygląda jakby się nad czymś bardzo
mocno zastanawiała.
- Mamo? Wszystko dobrze? – pytam i wstaje z łóżka. Mama
wyrywa się z tego dziwnego stanu i spogląda na mnie, na jej twarzy od razu
pojawia się uśmiech. Sztuczny uśmiech.
- Tak, jasne. Dlaczego miałoby nie być? – wstaje z kanapy i
kieruje się do wyjścia. – Porozmawiajcie sobie jeszcze, a ja pójdę z Kevinem na
zakupy – cały czas uśmiecha się do nas, jednak to nie jest prawdziwy uśmiech.
Nie rozumiem o co może chodzić, przecież jeszcze przed chwilą było wszystko w porządku.
- Powiedz mi jaki on jest? – odwracam się do Lilly, która
teraz siedzi na kanapie i z tego co widzę uspokoiła się już.
- Nie wiem Lilly, nie znam go za dobrze. Zresztą, ty moje
zdanie o nim znasz, więc możesz być pewna że się ono nic nie zmieniło –
dziewczyna wzdycha.
- Taiss, ale tak właściwie to dlaczego ty go nie
lubisz?
- Lilly, proszę. Nie zaczynajmy tego tematu znowu. A teraz
chodź do mojego pokoju, chcę się przebrać.
Kiedy wchodzimy z
Lilly po schodach, moja rodzicielka wraz z Kevinem wychodzą z domu na zakupy. Naprawdę
zachowanie mojej matki mnie zastanawia.
Nie wiem co się stało. Może ma jakieś problemy, o których nie chce mi
powiedzieć?
&
Kobieta w średnim wieku szła chodnikiem trzymając za rękę
swojego syna. Kiedy przechodzili obok placu zabaw, mały pociągnął mamę za
spodnie, aby ta na niego spojrzała.
- Tak kochanie? – spytała od razu, kiedy spojrzała na
Kevina.
- Mamo, chce iść na plac zabaw – powiedział i pokazał palcem
w miejsce do którego chciałby iść. Kobieta powiodła wzrokiem za palcem
syna. – Proszę – powiedział i zrobił
minę szczeniaczka, która wychodziła mu bardzo dobrze. Kobieta uśmiechnęła się
do chłopczyka i kiwnęła tylko twierdząco głową.
- Dobrze, chodźmy na plac zabaw, ale zaraz po tym pójdziemy
do sklepu, dobrze? – chłopczyk nic nie odpowiedział tylko pokiwał na zgodę
głową. Jego oczy się rozjaśniły, kiedy usłyszał, że mama się zgodziła.
Kobieta usiadła sobie na ławeczce i spoglądała na
szczęśliwego syna, który razem z innymi dziećmi bawił się na placu zabaw. Nie
mogła jednak doszczętnie skupić się na synu, ponieważ ciągle myślała o tym co
dzisiaj usłyszała od swojej córki. Miała
złe przeczucia, czyżby złe rzeczy z przeszłości chciały znowu o sobie dać
przypomnieć?
Kobieta nie mogąc już wytrzymać tej niepewności, wyciąga z
kieszeni telefon. Szuka przez chwilę jednego kontaktu, który ciągle powinna
mieć zapisany. Jest, Daniel Brown. Zastanawia się jeszcze przez chwilę czy
nacisnąć zieloną słuchawkę. Podnosi wzrok na swojego syna i patrzy na niego
przez chwilę. Podjęła decyzję. Naciska zieloną słuchawkę i czeka aż osoba po
przeciwnej stronie się odezwie. Prawie rezygnuje, jednak w ostatniej chwili
słyszy głos którego tak bardzo nie chciała już nigdy usłyszeć.
- Halo? – mówi mężczyzna. W jego głosie słychać zdziwienie.
Nie spodziewał się że Megan zadzwoni do niego kiedykolwiek. Jednak, domyślał
się dlaczego dzwoni.
- Czy możesz mi powiedzieć, co twój syn robi w tym mieście?
– kobieta czuje się niekomfortowo rozmawiając z Danielem. Miała nadzieje nigdy
więcej go już nie usłyszeć, ani nie spotkać.
- Dzień dobry Megan. Ciebie również miło słyszeć. Ile to już
minęło odkąd ostatni raz rozmawialiśmy? Jedenaście lat?
- Dwanaście – kobieta syczy do telefonu. – Zresztą, przestań
pierdolić o takim gównie i odpowiedz na moje pytanie.
- Megan, spokojnie – w słuchawce słychać śmiech mężczyzny.
Bawi go zdenerwowanie kobiety. – Mój syn
jest tam, ponieważ się tam przeprowadzamy. Wracamy do naszego rodzinnego
miasta. Naprawdę o tym nie słyszałaś? Przecież było o tym głośno, nawet pojawił
się o tym artykuł – twarz kobiety staje się biała jak u trupa. Jej, i zresztą
nie tylko jej, koszmar wraca do tego miasta.
- Mieliśmy inną umowę.
- Megan, jaką umowę? Z tego co pamiętam niczego z tobą nie
podpisywałem. Pamiętam natomiast, że dałem ci dość dużą sumkę pieniędzy. Mam również nadzieje, że dobrze ją wykorzystałaś – mężczyznę bawi cała ta rozmowa. – Przepraszam cię bardzo, ale muszę już
kończyć, jednak mam nadzieję, że się spotkamy jak już będę w mieście. Mam
nadzieje, że przyjdziesz z córeczką – kobieta słyszy jeszcze śmiech mężczyzny,
zanim ten się rozłącza. Megan siedzi jeszcze przez kilka chwil z telefonem przy
uchu i nie wie co ma robić.
&
- Możesz mi coś więcej powiedzieć? Chociaż w co był ubrany?
– Lilly cały czas męczy mnie o Andym.
- Przestań ciągle o niego pytać - mówię już zmęczonym głosem.
- No ale to Andy! Jakbyś była na moim miejscu i chodziłoby
tu o twojego idola to byś zachowywała się tak samo – robi naburmuszoną minę.
Przewracam oczami i dziękuje bogu, kiedy po pokoju rozchodzi się dźwięk komórki
Lilly. Dziewczyna bierze telefon i wychodzi z pokoju, aby porozmawiać.
Leżę przez jakieś dwadzieścia minut na łóżku i patrzę w
sufit. Nie myślę o niczym konkretnym, właściwie nie myślę o niczym, straciłam
nawet rachubę czasu. Jednak kiedy budzę się z tego dziwnego stanu i spoglądam
na zegarek, zaczynam martwić się o Lilly, która jeszcze nie wróciła do pokoju.
Wstaje z łóżka z zamiarem pójścia i poszukania dziewczyny, kiedy drzwi
otwierają się z impetem i do pokoju wbiega Lilly. Spoglądam na nią zaskoczona.
- Ktoś cię gonił? – dziewczyna rzuca swój telefon na moje
łóżko i podchodzi do mnie.
- Idziemy na imprezę.
- Nigdzie nie idę – mówię od razu i wracam na swoje łóżko.
Kładę się na nim i patrzę w sufit.
- Tak idziesz – mówi głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Wzdycham.
- Nie idę, zresztą po co mam iść na tą imprezę?
- A po co się chodzi na imprezy? – Lilly odpowiada mi
pytaniem na moje pytanie. Podnoszę się na łokciach i patrzę na nią.
- Mam ci zacząć wymieniać? – dziewczyna kiwa głową. – Żeby
się upić, naćpać, przespać się z kimś nieznajomym – wymieniam na palcach. Lilly
zaczyna machać rękoma.
- Dobra, dobra, ty się nie upijesz, nie naćpasz ani z nikim
nie prześpisz. Po prostu będziesz się dobrze bawić. Zresztą, moje źródła mi powiedziały,
że Brad też będzie na tej imprezie – przewracam oczami na to co słyszę.
- Lilly, twoje źródła nigdy nie były wiarygodne – dziewczyna
patrzy na mnie groźnym wzrokiem, zakłada ręce na biodra.
- Dobra, może i nie były, ale ty na tą imprezę idziesz i nie
chcę słyszeć słowa sprzeciwu! Widzimy się wieczorem. Przyjedziemy po ciebie z
Lukem, a ty się masz ładnie ubrać! – podchodzi do łóżka i zabiera swój telefon.
– Ubierz się ładnie albo zginiesz – patrzy na mnie wzrokiem mordercy i wychodzi
z pokoju. O, tak! Jak ja lubię, jak ona
tak na mnie patrzy!
&
- A tak właściwie, to, gdzie jesteśmy? – spoglądam na Zacka,
kiedy ten parkuje samochód. Odwraca głowę w moim kierunku i wyszczerza się.
- Nie mam zielonego pojęcia – mówi i spogląda na dom przed
sobą.
- Jak to nie wiesz?
- Wyobraź sobie, że byłem dzisiaj w sklepie po piwo jak ty
byłeś tam gdzie byłeś – jak zwykle nie
pamięta najprostszych rzeczy - i
wtedy podeszła do mnie jakaś dziewczyna i dała mi ulotkę, że właśnie pod tym
adresem będzie jakaś impreza. Patrząc na to ile jest tutaj samochodów, to
dobrze trafiliśmy.
- Więc przyjechaliśmy do kogoś na domówkę, mimo, że tego
kogoś nie znamy, tak? – zaczynam wszystko kalkulować w swojej głowie.
- Dokładnie tak! A teraz chodź! Już dawno nie byłem na
żadnej imprezie! – podekscytowany Zack
wychodzi z samochodu. Wlekę się za nim.
Nie żebym miał coś przeciwko imprezie, ale jakoś dziwnie jest iść do
kogoś na domówkę kogo się nie zna. Zresztą co ja się przejmuje? Jestem Andy Brown! To mnie ludzie mają znać,
a nie ja ich! I właśnie z tą myślą idę za Zackiem do środka.
&
Chodź na imprezę.
Mówili. Będzie fajnie. Mówili. Ściskam w dłoni plastikowy kubeczek w którym
znajduje się jakiś alkohol. Chcę już do domu. Lilly powiedziała mi, że się
dzisiaj na tej imprezie nie upije, a jak na razie jestem na najlepszej drodze,
aby właśnie to zrobić.
Przeciskam się w stronę tarasu. Chcę stąd wyjść, jak
najszybciej. Śmierdzi tu potem, alkoholem i mieszanką perfum. Właśnie tego
nienawidzę na tych wszystkich imprezach.
Przeciskam się koło jakiejś
pary która nie może się od siebie odessać. Przewracam na to oczami.
Chłopak, który wręcz w ssał się w wargi dziewczyny robi krok do tyłu i wpada na
mnie, a jako, że jestem, chyba, najbardziej pechową dziewczyną na świecie,
chwieje się w bok i wpadam na kogoś. Cała zawartość mojego plastikowego
kubeczka wylewa się na tą osobę. Kurwa
mać!
- To już drugi raz jak na mnie wpadasz. Tym razem się nie
wywiniesz. – Ja pierdole, tylko nie to.
________________________________________
Za każdym razem zapominam napisać, że chciałabym Wam podziękować za ponad tysiąc wejść na bloga.
JESTEŚCIE WSPANIALI, DZIĘKUJE!
Nareszcie rozdział :D Ale watro było czekać jest genialny ;) I dlaczego musiałaś skończyć w takim momencie ?!? Czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńHah, cieszę się, że Ci się podobał! No wiesz, muszę trzymać Was w napięciu ;P
UsuńŚwietny rozdział! Nareszcie :D Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tu jesteś, czytasz i komentujesz. ;3 Mam nadzieje, że kolejne rozdziały Cię nie zawiodą! ^,^
UsuńW końcu nowy rozdział :3 Genialny jak zawsze ;)Pozdrawiam i życzę weny
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuje, oraz cieszę się, że Ci się podoba! ^,^
Usuń