„Nikomu nie udaje się przejść przez życie,
nie nabawiwszy
się przy tym blizn.” ~Mercedes Lackey
Spięta siedzę na miejscu pasażera. Odkąd Andy powiedział mi
jaki ma plan na resztę wieczoru, jakoś nie mogę się rozluźnić, nie żebym
kiedykolwiek była rozluźniona w jego towarzystwie, no, ale jakoś tak, dziwnie…
Spoglądam na chłopaka kątem oka. Jego skupiona twarz nie
zwraca uwagi na nic innego oprócz drogi. Przynajmniej nas nie pozabija. Nie
jestem pewna czy mogę się odezwać. Jeżeli bym się w ogóle odezwała to czy by mi
odpowiedział? Nie mam jakoś ochoty tego sprawdzać, no ale co? Będziemy tak
przez całą drogę siedzieć i się nie odzywać? Przecież ja nawet nie wiem gdzie
on jedzie, a jak nas gdzieś wywiezie? A jeżeli się tak upije że nie będzie
później kontaktował, a ja będę musiała wracać samochodem i nie będę znała
drogi? Spoglądam jeszcze raz na Andyego. Jego wyraz twarzy w ogóle się nie zmienił.
Wzdycham.
- Andy… - cisza. Nie zwrócił na mnie w ogóle uwagi.
- Andy… - powtarzam głośniej. Znowu nic.
- Cholera, Andy! – prawie że już krzyczę. Chłopak sprawia
wrażenie jakby w ogóle mnie nie słyszał.
- Co? – warczy.
- Czy ty możesz mi powiedzieć, gdzie, do cholery jasnej, my
jedziemy? – staram się mówić grzecznie, jednak przychodzi mi to z wielkim
trudem.
- Nie – kiwam głową na jego odpowiedź.
- Zatrzymaj się – spogląda na mnie, ale jego twarz nic nie
wyraża.
- Nie.
- Zatrzymaj się! – teraz już krzyczę.
- Nie – Andy odpowiada ciągle tym samym tonem głosu. Odwracam głowę w stronę szyby. Naprawdę mam go
już dość. Spędziłam z nim dzisiaj prawie cały dzień i było sporo chwil w
których chciałam go zabić, jednak tego nie zrobiłam. Powinnam za to dostać
jakiś medal.
Po niecałych 15
minutach w końcu wjeżdżamy na jakiś parking który należy do jakiegoś obskurnego
baru. Nie rozumiem jak ktoś o zdrowych zmysłach może w ogóle tutaj przyjść? A,
no tak, zapomniałam. Andy nie jest normalny, ale nawet jego powinien odstraszać
ten budynek. Przecież on wygląda jakby zaraz miał się zawalić! Moja mina
pokazuje moje niezadowolenie z tego że tu jestem, jednak on sobie nic z tego nie
robi. Ba! Nawet nie zaszczycił mnie ani jednym spojrzeniem.
Ten bipolarny chłopak wychodzi z samochodu i zaczyna się
kierować w stronę samochodu, kiedy jednak jest już prawie przed wejściem do
tego czegoś co podobno nazywa się „bar” odwraca się i spogląda na samochód.
Jego wyraz twarzy pokazuje mi że zaczyna się już niecierpliwić, jak podejrzewam
czeka na mnie. Ale wiecie co? Mam go gdzieś. Najpierw jego wybuch złości
spowodowany nie wiadomo czym, później jego chamskie zachowanie w stosunku do
mnie. Szczerze mam go dość, chce się upić? Proszę bardzo, niech idzie i to
zrobi, ale beze mnie. Poczekam sobie tutaj, w tym samochodzie. Co jak co, ale
fotele w tym samochodzie są bardzo wygodne, więc nie ma problemu żebym sobie
tutaj poczeka.
Podskakuje w miejscu kiedy drzwi obok mnie otwierają się.
Spoglądam wystraszona w kierunku chłopaka który nachyla się do wejścia aby mnie
widzieć.
-Wysiadaj – szydzi przez zęby. Moja mina z przestraszonej
zmienia się w zaciętą. To po prostu jest wyjątkowe jak ten chłopak w jednej
chwili potrafi zmieniać mój nastrój. Mam nadzieje, że jego bipolarność nie
przechodzi na mnie.
- Nie – odpowiadam mu tak samo jak on kilka minut temu
odpowiadał mi.
- Wysiadaj – mówi znowu, jednak tym razem jego głos wydaje
się bardziej zacięty. Kręcę tylko przecząco głową i patrzę przed siebie. Nie
mam zamiaru z nim nigdzie iść, niech on to w końcu zrozumie. – Dobra jak chcesz
– odpuszcza w końcu i trzaska mocno drzwiami. Wzdrygam się na huk który
powstał.
&
Piję już trzeci kieliszek whisky, który wcale mi nie pomaga.
Jadąc tutaj miałem nadzieję, że zapomnę o całym tym syfię jakim jest mój
ojciec, ale widać na to, że o moim ojcu nie da się zapomnieć.
- Hej kochanie – słyszę gdzieś za mną. Nie reaguje. Nie mam
ochoty dzisiaj na żadne nowe znajomości.
– Słonko, nie ignoruj mnie –dziewczyna zarzuca na mnie swoje ramię i
przytula się do mnie.
-Zejdź ze mnie –mówię szorstko. Dziewczyna ściąga ze mnie
rękę jednak nigdzie nie odchodzi, a przysiada się do mnie.
- Kotku, czemu jesteś dla mnie taki szorstki? – mówi słodkim
głosem. Przewracam oczami na to. Nie
żeby coś, pewnie w jakimiś inny dzień, kiedy by do mnie przyszła to bym
podchwycił jej flirt i kto wie, może by było coś więcej, ale dzisiaj nie mam na
to ochoty.
Andy debilu! Nie
pomyślałeś, że może szybki numerek pozwoli ci zapomnieć o całym tym gównie?
Uśmiecham się delikatnie uświadamiając sobie coś. Spoglądam
na dziewczynę, która siedzi i prawie że ślini się do mnie. Lustruję ją od góry
w dół. Cóż, nie wygląda na taką którą raczej jakoś trudno zdobyć. Skąd to wiem?
Jej strój i makijaż mówi wszystko.
- Och, wybacz skarbie, myślałem że to ktoś inny –puszczam
jej oczko kiedy to mówię. Dziewczyna chichocze, widać spodobało się jej to co
powiedziałem. W sumie użycie tutaj słowa „chichot” jest zły, ponieważ chichotu
to wcale nie przypomina, a raczej taki skowyt świni.
- Nie ma sprawy misiu, wybaczę ci jak tylko mi to wynagrodzisz jakoś – spogląda na mnie jednoznacznie. O tak kochanie, widzę że ty również masz ochotę na szybki numerek. Kącik moich ust podnosi się delikatnie do góry. Nachylam się w jej kierunku w stronę jej ucha.
- Nie ma sprawy misiu, wybaczę ci jak tylko mi to wynagrodzisz jakoś – spogląda na mnie jednoznacznie. O tak kochanie, widzę że ty również masz ochotę na szybki numerek. Kącik moich ust podnosi się delikatnie do góry. Nachylam się w jej kierunku w stronę jej ucha.
- Później ci to wynagrodzę, ale najpierw musisz mi
potowarzyszyć w moim upiciu się – szepczę. Dziewczyna uśmiecha się.
- Nie ma sprawy.
- Barman! – wołam.
&
Siedzę w tym przeklętym samochodzie już przeszło godzinę. No ileż można się upijać? Stukam palcami
w skrzynkę rozdzielczą. Ten kretyn zaczyna mnie denerwować. W sumie nie
umawialiśmy się za ile wróci, no ale cholera jasna! Mógł pamiętać o tym, że ja
tu jestem i czekam na niego.
Zła wychodzę z samochodu i trzaskam drzwiami podobnie jak
Adny przed godziną. Rozglądam się dookoła i krzywię się. Ta okolica naprawdę
nie jest ciekawa, ma w sobie coś takiego co sprawia, że nie mam najmniejszej
ochoty tu przebywać i jedyne uczucie jakie mam to jak najszybsze zwinięcie się
stąd. Co jakiś czas pojawiają się tutaj jacyś podejrzani ludzie, samochody i
motory. Wzdrygam się jeszcze raz i odwracam się by jak najszybciej znaleźć się
w budynku, co w rzeczywistości również wzbudza we mnie wstręt.
Kiedy wchodzę do baru, moje jedyne uczucie to chęć jak
najszybszego opuszczenia tego pomieszczenia, jednak sama wyjść stąd nie mogę.
Wzdycham. Po prostu znajdę go szybką,
wyciągnę stąd i odjedziemy. Tak, to jest dobry plan. Dopiero teraz zaczynam
się dokładniej rozglądać po pomieszczeniu. Jest tutaj strasznie dużo
podejrzanych mężczyzn, którzy odpychają mnie już samym swoim wyglądem. Ach, no
tak! Nie zapomnijmy również o kobietach które tutaj się znajdują. Okej, nie
będę owijać w bawełnę. Te panie które się tutaj znajdują, są tutaj raczej tylko
z jednego względu i chyba każdy domyśla się z jakiego.
Przeczesuje pomieszczenie jeszcze raz wzrokiem i szukam
osoby po którą tutaj przyszłam. Trochę mi to zajmuje, jednak w końcu go
znajduje przy barze, całującego się z jakąś dziewczyną. Chociaż w sumie, źle to
ujęłam, oni się prawie tutaj pieprzą, a nie tylko całują. Przewracam oczami.
Gdzieś tam w moim umyśle pojawia się obraz tego jak im przerywam i ich zadowoloną
minę z tego powodu. Hm, to jest chyba pierwsza dzisiaj rzecz, która poprawiła
mi humor. Ruszam pewnym krokiem w ich stronę. Nie powiem, chciałabym
rozkoszować się to chwilą jak najdłużej kiedy im będę przerywać, jednak moja
chęć opuszczenia tego miejsca jest silniejsza.
Kaszlę głośno kiedy jestem przy nich. Taaa, nie działa. Stąpam z nogi na nogę i patrzę na tą parę. Mam wrażenie że dziewczyna zaraz dojdzie od tego wszystkiego. Spoglądam na barmana który patrzy na mnie z zaciekawieniem. Uśmiecham się do niego, wbrew pozorom jest przystojny i wydaje się być miły.
Kaszlę głośno kiedy jestem przy nich. Taaa, nie działa. Stąpam z nogi na nogę i patrzę na tą parę. Mam wrażenie że dziewczyna zaraz dojdzie od tego wszystkiego. Spoglądam na barmana który patrzy na mnie z zaciekawieniem. Uśmiecham się do niego, wbrew pozorom jest przystojny i wydaje się być miły.
-Andy kurwa mać! – mówię w końcu głośno. Chłopak
zdezorientowany odrywa się od dziewczyny, która wydaje się być niezadowolona z
faktu, że ktoś im przerwał, i spogląda na mnie.
- Taissa, kochanie, co ty tutaj robisz? – patrzy na mnie
zamglonym wzrokiem. Jest pijany i to bardzo, bardzo. Nachylam się w jego
kierunku i przystawiam swoją twarz do jego, dzielą nas milimetry.
-Wyobraź sobie, że przyszłam po ciebie i mam zamiar zabrać
cię do domu – mówię, a jednocześnie łapię go za dłoń i ciągnę w swoim kierunku.
Chłopak prawię, że spada ze stołka na którym siedział, ale w ostatnim momencie
pomagam mu złapać równowagę.
- Co jest kurwa? – słyszę zdezorientowany głos dziewczyny,
która patrzy na nas zaskoczona. Posyłam jej jedno spojrzenie i staram się
posłać jej miły uśmiech.
- Wybacz, ale twój czas się już skończył. Miłego wieczoru –
rzucam i odwracam się na pięcie. Zaczynam ciągnąć Anyego za sobą, jednak to nie
jest dobry pomysł, bo chłopak nijak nie może złapać równowagi. Wzdycham.
Przerzucam sobie jego rękę za kark i obejmuje go w pasie. Nie powiem, nie
należy od do najlżejszych ludzi. Kiedy
wychodzimy z budynku, słyszę za nami rozwścieczony głos tej blondyny. No cóż…
Wrzucam Andyego na miejsce pasażera, które jeszcze nie dawno
było moim miejscem. Prostuje się i masuje sobie ramiona, jakby nie patrząc
chłopak jest ciężki. Wygląda na takiego chuderlaka ale jego waga wskazuje, że
pozory mylą. Wsiadam na miejsce kierowcy i odwracam się do niego. Chłopak jest
cały rozbawiony i chyba z niczego nie zdaje sobie sprawy.
- Andy, możesz mi powiedzieć gdzie jesteśmy?
- Co? – spogląda na mnie tym zamglonym wzrokiem i szczerzy
się.
- Gdzie jesteśmy? – powtarzam swoje pytanie już lekko
poddenerwowana. Chłopak wzrusza ramionami i kładzie swoją głowę na szybę. Ta, wygląda na to, że już przestał ze mną
rozmawiać. Wyciągam swój telefon i odpalam mapę, aby sprawdzić gdzie
dokładnie jesteśmy. Dobrze, że w tym swoim szale złości Andy zniszczył tylko
swój telefon, a nie jeszcze mój. Zresztą, gdyby to zrobił już by nie żył.
- To przypomnij mi przynajmniej swój adres – odzywam się
znowu, kiedy już wiem gdzie jesteśmy. Spoglądam na chłopaka, kiedy mi nie
odpowiada. Zasnął. Cholera jasna! Szturcham go, uderzam, nic. Nic na niego nie
działa.
Eh…
No trudno.
Muszę go zabrać do
siebie.
__________________________
Kto chcę notkę przeczyta, kto nie chce nie zmuszam. Cóż, sądzę, że powinnam Was z jednej strony przeprosić z drugiej nie. Z jednej strony powinnam Was przeprosić za to, że pewnie czekaliście, ja obiecałam i się z tego nie wywiązałam. Z drugiej strony, pisanie stało się dla mnie męką, kiedy czułam że wy czekacie, a ja nie mogłam się zabrać za pisanie i nie miałam w ogóle pomysłów. A nie chcę żeby tak było. Więc przepraszam.
Nie pisałam rozdziałów z powodu...właściwie było wiele powodów, ale nie będę tutaj Was zanudzać. Cóż, fakt jest taki że wracam i mam nadzieje że nadal tu jesteście i będziecie zaglądać. Także kochani! Do następnego! ^,^
No w końcu ! Doczekać się nie mogłam :D Rozdział genialny jak zwykle ;)
OdpowiedzUsuńHah, w takim razie cieszę się że się podobał i że czekałaś <3
Usuń