Ludzie mówią:
-Życie jest okropne
Inni twierdzą:
-Życie jest wspaniałe
Jedni i drudzy mają rację, a ich własne życie
jest potwierdzeniem tego czym się karmią.~Andrzej Kowalczyk
- Czy z tobą aby na pewno wszystko w porządku? – odzywam się
w końcu. Spogląda na mnie i śmieje się pod nosem.
- Nie rozumiem – kręci głową.
- Oo, ty doskonale rozumiesz! Co to miało być? Tam w
przedszkolu? – patrzę na niego z wyrzutem. Jeszcze nikt nigdy nie zrobił mi
takie wstydu jak ten koleś. Do tej pory ciągle czuje ten wzrok kobiety. Czułam
się jak idiotka.
Chłopak zerka w wsteczne lusterko na Kevina i uśmiecha się
do niego.
- Nie, nie rozumiem – przenosi znowu wzrok na mnie, a
następnie na drogę. Mam tak wielką
ochotę uderzyć tego kolesia.
- Nie denerwuj mnie nawet! –podnoszę głos.
- Taissa? – spoglądam zaskoczona na Kevina. Przez chwilę
całkowicie zapomniałam, że jest tutaj z nami.
- Tak?
- Dlaczego się kłócicie? – przekręca delikatnie głowę w bok
i spogląda na mnie. Czuje się zmieszana. Nie chciałam żeby Kevin był świadkiem tej „kłótni”, a podświadomie sama
ją przy nim wywołałam.
- Twoja siostra jest na mnie zła, bo nie chcę żebym cię już
odbierał z przedszkola – Andy robi smutną minę i spogląda na Kevina w lusterku.
- Dlaczego nie chcesz aby Andy mnie odbierał z przedszkola?
– Kevin ma smutną minę. Cholera, naprawdę nie chciałam żeby tak to się
skończyło. I jakim cudem oni tak szybko się polubili? Patrzę w szoku na tą
dwójkę.
- To nie tak Kevin. Ale wy się w ogóle nie znacie –
wzdycham.
- Ale wy też nie – burzy się Kevin. – Wy też się nie znacie,
a już któryś raz podwozi cię do domu.
- Nie, wcale nie – zaprzeczam, jednak uświadamiam sobie że
mały ma rację. Ja też go nie znam, a proszę bardzo, daje mu się podwozić do
domu, pozwoliłam mu przenocować u siebie, a teraz nawet to…odebrał mnie i
Kevina.
- Co? Uświadomiłaś sobie że ma rację? – rzuca mi swój słynny
cwaniacki uśmieszek.
- Zamknij się – syczę przez zęby. – Po prostu jedź –
odwracam się w stronę szyby i do końca drogi już nic się nie odzywam.
- Dzięki za podwiezienie – rzucam przez ramię kiedy wysiadam
z samochodu. Andy śmieje się cicho. Nie rozumiem co go tak bawi. Podchodzę do
miejsca gdzie siedzi Kevin i wyciągam go z samochodu, wyciągam również jego
fotelik. Ta, wyciągam. Powinnam raczej powiedzieć, że już miałam wyciągać, gdy
podszedł do mnie Andy i zabrał mi go z rąk, wsadzając znowu do samochodu.
Przesunął mnie do tyłu o jakieś dwa kroki i zamknął drzwi.
- Co ty robisz? – czuje się jakbym spędzała czas z kimś
nierozumnym. Chociaż nie, ja spędzam właśnie z kimś takim czas, przepraszam
bardzo.
- Nie widać? – podnosi brew do góry.
- Widać, ale dlaczego? – krzyżuje dłonie na klatce
piersiowej i rzucam w niego oskarżycielskie spojrzenie.
- To chyba proste – nachyla się do mnie i patrzy prosto w
moje oczy. Jego spojrzenie trochę mnie peszy, jednak nie odwracam wzroku. – Jutro,
również mam zamiar was odebrać. – Po powiedzeniu tego, tak po prostu się
prostuje i odwraca. Tak po prostu! Bez żadnego wyjaśnienia. CO TU SIĘ DO KURWY
NĘDZY DZIEJE?
- Co? – tylko tyle jestem w stanie powiedzieć, jednak w
myślach bardzo intensywnie jest on wyzywany przeze mnie. Używam do tego
naprawdę bardzo wiele epitetów.
- Właśnie to – śmieje się, kiedy kuca do mojego brata. – No
chłopie, muszę się zbierać, ale nie martw się, jutro też się będziemy widzieć!
– przybija z nim piątkę i się żegna. Obserwuje ich spod byka. Rzuca mi
spojrzenie przed tym jak wsiada do samochodu. Spojrzenia tego nie mogę jednak
sprecyzować. Było dziwne. Ugh, dzisiejszy dzień jest dziwny. Mam go dość!
- Młody! – kucam przed Kevinem i karze mu spojrzeć na
siebie. – Powiedz mi, dlaczego tak bardzo lubisz Andyego? Przekupił cię?
Obiecał ci coś za to, że będziesz go lubić, prawda? – bombarduje go pytaniami.
Chłopak przez chwilę nie wie co się dzieje, jednak po chwili uśmiecha się i
kręci głową.
- Co ty, Taissa, przecież on jest fajny – mija mnie i wbiega
do domu. A ja? A ja naprawdę nie wiem co się dzieje. Ten świat chyba oszalał, a
jeżeli nie świat to wtedy znaczy że ja. Chyba muszę zacząć sobie szukać dobrego
psychiatry. Tak, zdecydowanie powinnam kogoś poszukać.
W moich myślach właśnie panuje istny chaos. Nie wiem, co
mogę ze sobą połączyć, co jest prawdą a co słodką iluzją. Kevin mówi, że Andy
jest fajny, ja mam inne zdanie na ten temat. Już nie mam pojęcia co się na tym
świecie dzieje. Czy to po prostu fakt, że ludzie to takie szuje i zmieniają się
za każdym razem w zależności od tego w jakim towarzystwie się znajdują? Mam
nadzieję, że nie, ale coś mi się wydaję że moje chcenie czy nie chcenie nic nie
znaczy na tym świecie.
Wyciągam telefon i szukam w nim tego jednego kontaktu. Co
prawda, widziałam się dzisiaj z nią w szkole, ale nie jest to dla mnie
wystarczające. Mam ochotę się jej wyżalić albo cokolwiek innego co przyjaciółki
robią.
Pierwszy sygnał – nie odbiera.
Drugi – nie odbiera.
Wzdycham.
Nienawidzę dzwonić do ludzi i czekać aż odbiorą.
Trzeci – nic.
Czwarty, kiedy mam już się rozłączyć, Lilly łaskawie
odbiera.
-Tak? – słyszę w
słuchawce jej głos.
- Dłużej się nie dało?
– próbuje udawać, że mam wyrzuty.
- Oh, Taissa,
przepraszam. Czekaj, zadzwoń jeszcze raz to w ogóle nie odbiorę – dziewczyna
śmieje się. Przewracam oczami.
- Spotkamy się
dzisiaj? – przerywam jej śmianie się.
- Coś się stało? – od
razu poważnieje.
- Nie, nie, wszystko
okej. Po prostu tak jakoś, chcę się spotkać – mamroczę pod nosem. Nie muszę jej
nic więcej mówić. Dziewczyna zna mnie na wylot i wie, że po prostu czasami tak
ma.
- Jasne, za pół
godziny po ciebie będę – kiedy to mówi od razu się rozłącza. No tak, cała ona.
Jak powie co chce, to kończy nawet nie czekając na odpowiedź. Po prostu musisz
się dostosować do niej.
- Mamoo! – krzyczę kiedy schodzę po schodach na dół. Swoją
rodzicielkę znajduje w kuchni, gdzie krząta się przy kuchence. Zaglądam jej
przez ramię i sprawdzam co robi. Nie jestem dokładnie pewna, co znajduje się w
garnkach, ale aż ślinka mi cieknie. Przez moment nawet zastanawiam się, czy nie
powiedzieć Lilly, że nigdzie nie idziemy i nie zostajemy u mnie, ale wiem, że
się nie zgodzi. Lilly doskonale wie, że jeżeli zostałybyśmy w domu to nie
powiedziałabym jej tego, co mnie trapi.
- Dobrze pachnie? Spróbuj bo nie wiem czy wszystko dodałam –
mama od razu zagania mnie do pomocy, kiedy zauważa mnie koło siebie.
- Mamooo, wiesz że nie mam smaku – próbuje wykręcić się. Nie
lubię próbować jedzenia, kiedy jeszcze nie jest gotowe. Bo robię sobie wtedy
smaku i chciałabym od razu zjeść swoją porcję.
- Kochanie, masz doskonały smak. Spróbuj – wyciąga w moją
stronę łyżkę z sosem. Jeżeli smakuje tak dobrze jak pachnie, to Lilly będzie
miała problem z wyciągnięciem mnie z domu.
Kiedy nachylam się już w stronę łyżki rozlega się dzwonek do
drzwi. Od razu nieruchomieje i się prostuje. Uśmiecham się do mamy i delikatnie
cofam do drzwi.
- Ja otworzę – rzucam jej tylko jeszcze zanim znikam jej z
pola widzenia.
Za drzwiami stoi Lilly. Uśmiecha się, jednak jej uśmiech od
razu się poszerza kiedy dochodzi do niej zapach z kuchni. Śmieje się cicho pod
nosem, ponieważ jej reakcja jest podobna do mojej. Dziewczyna przepycha się
koło mnie i idzie w głąb domu.
- Tak, ciebie też miło widzieć, Lilly – śmieje się pod nosem
i zamykam drzwi, po czym kieruje się w stronę dziewczyny.
- Boże święty! Jak tu cudownie pachnie – mówi kiedy wchodzi
do kuchni. – Pani Smith! Jak tutaj
cudownie pachnie! – słyszę jeszcze zanim znika mi w kuchni. Trzeba przyznać z
Lilly jest niezły łakomczuch i jeżeli teraz zacznie jeść to nic nie dla mnie
nie zostanie.
- Lilly! – krzyczę i idę do kuchni – Miałyśmy iść,
pamiętasz?
&
- Wow – jest to jedyne słowo, które Lilly wypowiada kiedy
kończę jej mówić to wszystko co do tej pory mnie dręczyło. Rozglądam się
dookoła i czekam na jakąś dalszą część jej wypowiedzi, jednak na marno.
Powracam do niej wzrokiem. Wygląda jakby bardzo głęboko nad czymś myślała i co
jakiś czas spogląda na mnie. Kiedy mijają kolejne minuty, a ona dalej milczy,
nie wytrzymuje.
- To jest wszystko co chcesz mi teraz powiedzieć – pytam.
- A co mam ci powiedzieć? – spogląda na mnie uważnie.
- Nie wiem, może coś doradzić? Lilly, ja naprawdę nie wiem
co mam o tym wszystkim myśleć. Ten człowiek jest… jest
- Świetny? – przerywa mi Lilly.
- Dziwny – patrzę na nią jak na idiotkę.
- Taissa, ale co chcesz ode mnie usłyszeć? Wiesz, że ja go
lubię, a z tego co słyszałam co mi powiedziałaś Andy wcale nie wydaje się być
zły. Kto wie, może się po prostu w tobie zakochał i teraz chcę okazać w jakiś
sposób to uczucie?
- Lilly, proszę cię – śmieje się. To co do mnie mówi, wydaje
się być tak bardzo abstrakcyjne. To nigdy nie będzie miało miejsca bytu.
Przynajmniej z mojej strony.
- No co?! Może naprawdę tak jest, a ty za wszelką cenę
chcesz się tego wyprzeć! – Lilly próbuje mnie przekonać do swojej racji. Kręcę
tylko na to głową z bezradności. No co ja mogę począć? Nic z tym nie zrobię.
Wstaje z ławki na której siedzimy już około godziny w jakimś parku. Brak ruchu
spowodował, że moje pośladki zdrętwiały i wszystko zaczyna mnie boleć. Odchodzę
kilka kroków od ławki i rozglądam się na boki. Ludzi tutaj nie ma dużo, co mnie
dziwi ponieważ jest to jeden z ładniejszych parków w których byłam. Ale w sumie
odkąd pamiętam było tutaj mało ludzi, więc w sumie jest to jedna z przyczyn dla
których tak bardzo lubię tutaj przebywać.
- Lilly zbierajmy się – odwracam się w jej kierunku. To co
powiedziała zostawiam bez komentarza. Do samochodu wracamy w dobrym humorze.
Mi, dzięki dziewczynie, poprawił się zdecydowanie. To niesamowite, jak jedna
osoba może zmienić nasz humor i wpłynąć na nasze emocje. Zanim dochodzimy do
samochodu, mój telefon zaczyna dzwonić. Odbieram go, nawet nie patrząc na to
kto dzwoni.
- Halo? – mówię po naciśnięciu zielonej słuchawki. Po
drugiej stronie panuje cisza. Słychać tylko co jakiś czas jakieś szmery.
- Halo? – powtarzam jeszcze raz, jednak dalej nikt się nie
odzywa. Odciągam telefon od ucha i spoglądam na ekran komórki, nie mogę jednak
zobaczyć kto dzwoni, ponieważ numer jest zastrzeżony.
- Halo? – mówię trzeci raz, już coraz bardziej zirytowana.
Naglę, ktoś po drugiej stronie się rozłącza. Jestem zdezorientowana. Nie wiem
co się dzieje. Pierwszy raz, zdarzyła mi się taka sytuacja.
-Kto to był? – pyta Lilly, a ja odwracam swój tępy wzrok od
telefonu i spoglądam na nią.
- Nie mam pojęcia, ktoś sobie robi żarty ze mnie chyba –
wzdycham. – Mniejsza, wracajmy.