czwartek, 7 listopada 2019

INFORMACJA, RACZEJ WAŻNA

Dzień Dobry!

Miło mi Was tutaj znowu powitać. Wiem, że zaniedbałam to opowiadanie i 
szczerze powiedziawszy, sama nie wiedziałam co mam zrobić z tym fantem. 
Ale! Decyzja została podjęta. Opowiadanie nie zostanie usunięte, stare rozdziały
również zostaną, jednak coś się zmieni. Nie chcę dokładnie mówić kiedy, ale 
prawdopodobnie stanie się to w następnym tygodniu. Pojawi się nowy prolog oraz 
na nowo zostaną napisane rozdziały. Starych usuwać nie zamierzam, zostawię je, a później
Sami będziecie mogli zdecydować która wersja byłaby lepsza. W opowiadaniu nie 
zmieni się za dużo. Koncept będzie ten sam, jednak kilka kwestii ulegnie zmianie, 
np. pojawią się nowi bohaterowie. Szczerze, nie wiem czy ktoś tutaj będzie jeszcze zaglądał. 
Mam nadzieję, że jednak ktoś się znajdzie, ale to czas pokaże jak będzie.

Dziękuję Wszystkim. 
Mam nadzieję, że mnie przyjmiecie znowu.
Życzę Wam miłego tygodnia. 
Do zobaczenia przy następnym poście.
Pozdrawiam, Pauley d. 

czwartek, 4 lipca 2019

23 - "Ostatnio zauważyłem, że jesteś jakby bardziej szczęśliwy?"


„To zależy, czego od przyjaciół oczekujesz. Możesz nam zaufać, że cię nie opuścimy w dobrej czy złej doli, choćby do najgorszego końca. Możesz też nam ufać, że strzec będziemy twojej tajemnicy lepiej niż ty sam jej strzegłeś. Ale nie licz na nas, byśmy ci pozwolili samotnie stawić czoło niebezpieczeństwu i odejść od nas bez słowa. Jesteśmy twoimi przyjaciółmi. Boimy się okropnie, ale pójdziemy z tobą albo za tobą, jak psy za tropem.”~~J.R.R. Tolkien







Czy wspominałam może już kiedyś jak bardzo uwielbiam samochód Lilly? Nie? To teraz to powiem! Ja go uwielbiam, a może i wręcz kocham. Jest taki przestronny i wygodny. Mogłabym w nim siedzieć cały dzień i na pewno nie miałam bym dość. Może jedyne co bym w nim zmieniła to kolor. Nie lubię czerwonego, a Lilly wręcz go kocha. Ale, gdyby ktoś teraz rozdawałby takie samochody i zostałby tylko czerwony, cóż, nie pogardziłabym nim.
- Nie wysiadasz? – pytam, kiedy zauważam że nie idzie za mną. Nachylam się do samochodu, aby na nią spojrzeć. Lilly szybko odkłada telefon i spogląda na mnie. Na jej twarzy pojawia się niewinny uśmiech i przepraszające spojrzenie.
- Taissa, kochanie! Przepraszam, ale nie mogę. Luke właśnie do mnie napisał, że chcę się spotkać. Nie masz nic przeciwko, prawda? – patrzy na mnie uważnie. No halo! Przecież nie mogę być zła na to, że chcę spędzić czas ze swoim chłopakiem. Co prawda, jej zachowanie wydaje mi się podejrzane, ale wiem, że jeżeli coś by się działo to by mi powiedziała.
- Nie, oczywiście że nie – odwzajemniam jej uśmiech. – Bawcie się dobrze i grzecznie – grożę jej palcem, na co odpowiada mi śmiechem. – Widzimy się jutro w szkole – rzucam jej jeszcze jedno uważne spojrzenie i zamykam drzwi. Dziewczyna wyjeżdża spod mojego podjazdu. Spoglądam jeszcze przez chwilę za jej samochodem, jednak kiedy znika mi zza zakrętem, odwracam się i idę do domu. Mam nadzieję, że jeszcze zostało cos dla mnie z tego pysznego jedzonka, które mama gotowała.



&



- Co dzisiaj robimy? – pyta Zack, kiedy siedzimy w garażu. Gwiżdżę cicho pod nosem i nie przestaje naprawiać samochodu.
- Nie wiem, masz jakiś plan?
- Nie mam pojęcia, jest tak gorąco, że mam wrażenie, że zaraz umrę – jęczy Zack. – Dlaczego nie masz tutaj klimatyzacji? Andy, chcesz mnie zabić? – przewracam tylko oczami na to o czym on bredzi. Przez chwilę pomiędzy nami panuje cisza, jednak po chwili znowu zostaje ona przerwana. Oczywiście, przez niego. – Andy? Mogę zadać ci pytanie?
- Jasne – odpowiadam mechanicznie. Nawet nie zastanawiam się nad tym, że głos Zacka nagle spoważniał.
- Ostatnio zauważyłem, że jesteś jakby bardziej szczęśliwy? – przez chwilę zastanawia się czy użył dobrego słowa. – Tak, myślę, że jesteś szczęśliwy. Czy coś się stało? – patrzy na mnie uważnie. Przestaje grzebać w aucie. Biorę szmatkę, która leży obok i zaczynam wycierać w nią ręce. Na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech, co mu nie umyka.
-Pamiętasz jak wspominałem ci kiedyś o swoim dzieciństwie? – Zack zastanawia się przez chwilę o czym mówię, jednak zaraz zaczyna energicznie kiwać głową.
- Jasne, że pamiętam! – prawie że krzyczy.
- Cóż, wydaje mi się właśnie że spotkałem tę osobę – na mojej twarzy pojawia się delikatny uśmiech na wspomnienie o swoim dzieciństwie. Czasami tak myślę, że fajnie było by wrócić do tych czasów, jednak po chwili zawsze wraca to wspomnienie o moim ojcu i automatycznie wypiera wszystkie inne.
- Czyli…chcesz mi powiedzieć, że – Zack nie jest w stanie dokończyć, ponieważ właśnie przed moim domem z piskiem opon zatrzymuje się samochód. Spoglądam zainteresowany w tym kierunku. Nie mam pojęcia kto to jest, ani co tu się dzieje. Z samochodu wysiada dziewczyna i chłopak. Mam wrażenie, że już gdzieś ich widziałem jednak nie mam pojęcia gdzie.
- Można?  - pyta znacząco dziewczyna, na co ja tylko kiwam głową.
- O co chodzi? -  pytam w końcu, kiedy znajdują się już bliżej nas. Zack nie zmienił pozycji i ciągle siedzi rozwalony przyglądając się naszym gościom.
- Mamy sprawę, a właściwie ja mam – odpowiada mi dziewczyna po krótkim spojrzeniu na swojego towarzysza. Chłopak który  z nią przyjechał wygląda jakby w ogóle nie miał ochoty tutaj być.
- Można wiedzieć jaką? – pyta Zack po swojej dłuższej chwili milczenia. Dziewczyna spogląda na niego zaskoczona jakby dopiero zauważyła, że jest tu ktoś jeszcze.
- A ty to kto? – pyta bojowo.
- To raczej ja powinienem się o to zapytać, koleżanko – Zack wstaje i nachyla się w jej kierunku. Co mnie zaskakuje to to, że dziewczyna wytrzymuje jego spojrzenie.
- Do ciebie akurat sprawy nie mam, więc z łaski swojej, przesuń się – mówiąc to, przesuwa ręką mojego zaskoczonego kumpla i staje na wprost mnie.
- Lilly Johnson – wyciąga do mnie rękę.
- Andy Brown – odpowiadam i delikatnie potrząsam jej dłonią. – Jednak dalej nie wiem co cię do mnie sprowadza.
- Poczekaj, nie dałeś mi się do końca przedstawić – mówi poważnie. – Lilly Johnson, najlepsza przyjaciółka Taissy, a to mój chłopak – mówiąc to odwraca się w stronę chłopaka, który stoi kilka kroków za nią. – Luke Jones – chłopak kiwa w moją stronę, kiedy jego dziewczyna go przedstawia.  Jestem zdezorientowany. Nie mam pojęcia, co znajomi Taissy tutaj robią, a tym bardziej jaką mogą mieć do mnie sprawę.
- Okej, miło mi was poznać – mówię dalej w szoku.  Rozkładam ręce na boki i mierzę ich wzrokiem – Ale w czym mogę wam pomóc?
Na twarzy dziewczyna pojawia się cwaniacki uśmiech. Odwraca głowę i spogląda na swojego chłopaka, jakby szukała zgody, ten tylko kiwa głową na „tak”, kiedy to widzi odwraca się pewnie w moją stronę i robi kilka kroków w przód.
- Wiesz już kim jestem, a więc słuchaj mnie uważnie. Naprawdę cię szanuje i lubię. Ale słyszałam ostatnio, że coś kręcisz się koło Taissy – rzuca mi znaczące spojrzenie. – Więc, mam dla ciebie tylko taką jedną, małą informację. Lubię cię. Nie spierdol tego. Skrzywdzisz ją, a ja skrzywdzę ciebie. W najgorszym wypadku cię zabije.  Jasne? Mam nadzieję że się zrozumieliśmy – dziewczyna posyła mi serdeczny uśmiech i klepie po ramieniu – Nie chcę przestawać cię lubić, a tym bardziej nie chce iść do pudła za takie coś. Więc proszę cię, uważaj co robisz  i jak się zachowujesz w stosunku do mojej przyjaciółki.
Powiedzieć że jestem  w szoku to mało. W ogóle nie spodziewałem się czegoś takiego. A  patrząc na zachowanie Lilly, mam wrażenie jakby odbywała jakiś staż w gangsterce.
- Jesteś w jakimś gangu? – pytam chyba nie świadomie. Dziewczyna śmieje się serdecznie i kręci głową na boki.
- Nie, ale jeżeli coś wywiniesz to żaden gang ani ochroniarz ci nie pomoże.
- Hej! Ale on ma jeszcze mnie – burzy się Zack. Dziewczyna spogląda na niego i przejeżdża po nim wzrokiem.
- No i? – wybucham, wraz z Lukem, śmiechem. Czuję, że cała nasza grupa mogłaby się świetnie dogadać.


- A więc, Lilly powiadasz że jesteś moją fanką? – podnoszę brew do góry znad szklanki. Nawet nie wiem kiedy to się stało, ale obecnie siedzimy wszyscy na kanapie i rozmawiamy. Nie mam pojęcia ile czasu minęło. Szczerze? Nie przeszkadza mi to. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że tę dwójkę znam dużo dłużej niż kilka godzin.
- Dokładnie tak! Jakby to Taissa powiedziała? Pewnie, że mam na twoim punkcie świra, prawie cały czas o tobie jej mówię, jednak ona nie chętnie mnie słucha – na twarzy dziewczyny pojawia się chwila zastanowienia. – Wydaje mi się że ona cię nie lubi – kiedy kończy wypowiadać ostatnie słowo zakrywa swoje usta dłonią i patrzy na mnie przerażona. – O Jezus! Nie wierzę że to powiedziałam.
- Taissa mnie nie lubi? – próbuję podtrzymać tę rozmowę. Nie wiem czemu, ale z jakiegoś powodu interesuje mnie to dlaczego ona mnie nie lubi. Zack posyła mi zaskoczone spojrzenie. Wiem, że nie spodziewał się, że będę podtrzymywać rozmowę na jej temat. No bo hej! Nie oszukujmy się, nigdy sam z siebie nie podtrzymuje tematu żadnej dziewczynie.
- Taa, w sumie dziwisz się jej? – posyłam zaskoczone spojrzenie na Luke’a. To pierwszy raz od jakiegoś czasu, kiedy się odzywa. – Nie jesteś typem grzecznego chłopca. Taissa nie lubi takich osób. Ona woli otaczać się życzliwymi i kulturalnymi osobami, a nie z kimś opryskliwym tak jak ty – Lilly od razu uderza go w nogę aby przestał mówić.
Z jednej strony jestem zły na niego, ale z drugiej nie mam powodu no bo jakby nie patrzeć ma całkowitą rację na mój temat. Wzdycham.
- Rozumiem – jest to jedyne na co mogę się w tym momencie zdobyć. Przyglądam się swojej szklance w której znajduje się dobry alkohol, który do tej pory bardzo lubiłem. Ale na chwilę obecną, jakoś tak przestał mi smakować.
- O cholera! – krzyczy naglę Lilly. Podnoszę na nią zaciekawiony wzrok. – Taissa mi napisała że jedzie właśnie do mnie do domu żeby pożyczyć jaką koszulkę. Cholera, cholera, jesteśmy w dupie – spogląda na Luke’a, a ten jej przytakuje. Jakoś tak, pierwszy raz, w całym moim życiu interesuje mnie wszystko na temat jakiejś dziewczyny. Chujowe uczucie…
- To co? Przecież nie musisz być w domu, prawda? Zawsze możesz być u niego, nie? – Zack pokazuje podbródkiem na chłopaka Lilly, jednak dziewczyna nie wygląda jakby tak mogło być.
- Nie jestem pewna, czy nie powiedziałam mojej mamie gdzie jedziemy – mamroczę Lilly.
- Co zrobiłaś? – Luke podnosi się z siedzenia.
- No jakoś tak samo  wyszło – widać, że dziewczyna zaczyna się gorączkować i nie wie co robić. – Wiesz, że jesteśmy blisko i dużo rzeczy jej mówię – Lilly przeczesuje swoje włosy dłonią.
- Zadzwoń do mamy i powiedz, żeby jej niczego nie mówiła – proponuje od niechcenia. Naprawdę nie wiem z jakiego powodu to całe zamieszanie.
- Nie mogę, nie odbierze. Zostawiła telefon w pracy. No cholera jasna! – podnosi się z kanapy. – Luke, musimy jechać – zabiera swoją torbę i kierują się do wyjścia. Wraz z Zackiem podążamy za nimi.
- Tak właściwie, to czemu nie chcesz by wiedziała gdzie byliście? – pytam, kiedy już prawie wsiedli do samochodu. Lilly spogląda na mnie i z lekkim uśmiechem odpowiada.
- Po prostu nie lubi jak się mieszam w jej sprawy. Ale ona jest delikatna, cholernie delikatna. Dlatego jeżeli mogę to dbam o nią, a właściwie dbamy – spogląda znacząco na Luke’a. – Dlatego pamiętaj co ci dzisiaj powiedziałam. Dla niej naprawdę mogłabym cię zabić – posyłam mi promienny uśmiech i wsiada do samochodu. – No to pa chłopaki! – krzyczy jeszcze zanim odjeżdżają spod mojego domu.
Ja natomiast stoję i się uśmiecham. Tak po prostu. Sam do siebie.



____________________________________________________

Tym krótkim rozdziałam sprawdzam czy ktoś tu jeszcze zagląda. Jeżeli zauważę jakieś zainteresowanie, albo no nie wiem, zauważę to coś to będę kontynuować tę opowiadanie.
Jeżeli ktoś przeczytał ten rozdział to mam nadzieję, że się podobało!
Mam nadzieję do następnego.
Życzę miłego dnia lub nocy.
Jak również dobrych wakacji! ;) 

wtorek, 7 maja 2019

Czy ktoś tu jeszcze jest?

Zastanawiam się czy ktoś tutaj jeszcze zagląda, bo nie wiem czy kontynuować to opowiadanie.
Jeżeli ktoś tutaj jeszcze jest to proszę o zostawienie po sobie jakikolwiek ślad pod tym postem.
Dziękuje! 

wtorek, 8 maja 2018

22 - "Lilly!"


Ludzie mówią:
-Życie jest okropne
Inni twierdzą:
-Życie jest wspaniałe
Jedni i drudzy mają rację, a ich własne życie
jest potwierdzeniem tego czym się karmią.~Andrzej Kowalczyk




- Czy z tobą aby na pewno wszystko w porządku? – odzywam się w końcu. Spogląda na mnie i śmieje się pod nosem.
- Nie rozumiem – kręci głową.
- Oo, ty doskonale rozumiesz! Co to miało być? Tam w przedszkolu? – patrzę na niego z wyrzutem. Jeszcze nikt nigdy nie zrobił mi takie wstydu jak ten koleś. Do tej pory ciągle czuje ten wzrok kobiety. Czułam się jak idiotka.
Chłopak zerka w wsteczne lusterko na Kevina i uśmiecha się do niego.
- Nie, nie rozumiem – przenosi znowu wzrok na mnie, a następnie na drogę.  Mam tak wielką ochotę uderzyć tego kolesia.
- Nie denerwuj mnie nawet! –podnoszę głos.
- Taissa? – spoglądam zaskoczona na Kevina. Przez chwilę całkowicie zapomniałam, że jest tutaj z nami.
- Tak?
- Dlaczego się kłócicie? – przekręca delikatnie głowę w bok i spogląda na mnie. Czuje się zmieszana. Nie chciałam żeby Kevin był  świadkiem tej „kłótni”, a podświadomie sama ją przy nim wywołałam.
- Twoja siostra jest na mnie zła, bo nie chcę żebym cię już odbierał z przedszkola – Andy robi smutną minę i spogląda na Kevina w lusterku.
- Dlaczego nie chcesz aby Andy mnie odbierał z przedszkola? – Kevin ma smutną minę. Cholera, naprawdę nie chciałam żeby tak to się skończyło. I jakim cudem oni tak szybko się polubili? Patrzę w szoku na tą dwójkę.
- To nie tak Kevin. Ale wy się w ogóle nie znacie – wzdycham.
- Ale wy też nie – burzy się Kevin. – Wy też się nie znacie, a już któryś raz podwozi cię do domu.
- Nie, wcale nie – zaprzeczam, jednak uświadamiam sobie że mały ma rację. Ja też go nie znam, a proszę bardzo, daje mu się podwozić do domu, pozwoliłam mu przenocować u siebie, a teraz nawet to…odebrał mnie i Kevina.
- Co? Uświadomiłaś sobie że ma rację? – rzuca mi swój słynny cwaniacki uśmieszek.
- Zamknij się – syczę przez zęby. – Po prostu jedź – odwracam się w stronę szyby i do końca drogi już nic się nie odzywam.


- Dzięki za podwiezienie – rzucam przez ramię kiedy wysiadam z samochodu. Andy śmieje się cicho. Nie rozumiem co go tak bawi. Podchodzę do miejsca gdzie siedzi Kevin i wyciągam go z samochodu, wyciągam również jego fotelik. Ta, wyciągam. Powinnam raczej powiedzieć, że już miałam wyciągać, gdy podszedł do mnie Andy i zabrał mi go z rąk, wsadzając znowu do samochodu. Przesunął mnie do tyłu o jakieś dwa kroki i zamknął drzwi.
- Co ty robisz? – czuje się jakbym spędzała czas z kimś nierozumnym. Chociaż nie, ja spędzam właśnie z kimś takim czas, przepraszam bardzo.
- Nie widać? – podnosi brew do góry.
- Widać, ale dlaczego? – krzyżuje dłonie na klatce piersiowej i rzucam w niego oskarżycielskie spojrzenie.
- To chyba proste – nachyla się do mnie i patrzy prosto w moje oczy. Jego spojrzenie trochę mnie peszy, jednak nie odwracam wzroku. – Jutro, również mam zamiar was odebrać. – Po powiedzeniu tego, tak po prostu się prostuje i odwraca. Tak po prostu! Bez żadnego wyjaśnienia. CO TU SIĘ DO KURWY NĘDZY DZIEJE?
- Co? – tylko tyle jestem w stanie powiedzieć, jednak w myślach bardzo intensywnie jest on wyzywany przeze mnie. Używam do tego naprawdę bardzo wiele epitetów.
- Właśnie to – śmieje się, kiedy kuca do mojego brata. – No chłopie, muszę się zbierać, ale nie martw się, jutro też się będziemy widzieć! – przybija z nim piątkę i się żegna. Obserwuje ich spod byka. Rzuca mi spojrzenie przed tym jak wsiada do samochodu. Spojrzenia tego nie mogę jednak sprecyzować. Było dziwne. Ugh, dzisiejszy dzień jest dziwny. Mam go dość!
- Młody! – kucam przed Kevinem i karze mu spojrzeć na siebie. – Powiedz mi, dlaczego tak bardzo lubisz Andyego? Przekupił cię? Obiecał ci coś za to, że będziesz go lubić, prawda? – bombarduje go pytaniami. Chłopak przez chwilę nie wie co się dzieje, jednak po chwili uśmiecha się i kręci głową.
- Co ty, Taissa, przecież on jest fajny – mija mnie i wbiega do domu. A ja? A ja naprawdę nie wiem co się dzieje. Ten świat chyba oszalał, a jeżeli nie świat to wtedy znaczy że ja. Chyba muszę zacząć sobie szukać dobrego psychiatry. Tak, zdecydowanie powinnam kogoś poszukać.
W moich myślach właśnie panuje istny chaos. Nie wiem, co mogę ze sobą połączyć, co jest prawdą a co słodką iluzją. Kevin mówi, że Andy jest fajny, ja mam inne zdanie na ten temat. Już nie mam pojęcia co się na tym świecie dzieje. Czy to po prostu fakt, że ludzie to takie szuje i zmieniają się za każdym razem w zależności od tego w jakim towarzystwie się znajdują? Mam nadzieję, że nie, ale coś mi się wydaję że moje chcenie czy nie chcenie nic nie znaczy na tym świecie.
Wyciągam telefon i szukam w nim tego jednego kontaktu. Co prawda, widziałam się dzisiaj z nią w szkole, ale nie jest to dla mnie wystarczające. Mam ochotę się jej wyżalić albo cokolwiek innego co przyjaciółki robią.
Pierwszy sygnał – nie odbiera.
Drugi – nie odbiera.
Wzdycham.
Nienawidzę dzwonić do ludzi i czekać aż odbiorą.
Trzeci – nic.
Czwarty, kiedy mam już się rozłączyć, Lilly łaskawie odbiera.

-Tak? – słyszę w słuchawce jej głos.
- Dłużej się nie dało? – próbuje udawać, że mam wyrzuty.
- Oh, Taissa, przepraszam. Czekaj, zadzwoń jeszcze raz to w ogóle nie odbiorę – dziewczyna śmieje się. Przewracam oczami.
- Spotkamy się dzisiaj? – przerywam jej śmianie się.
- Coś się stało? – od razu poważnieje.
- Nie, nie, wszystko okej. Po prostu tak jakoś, chcę się spotkać – mamroczę pod nosem. Nie muszę jej nic więcej mówić. Dziewczyna zna mnie na wylot i wie, że po prostu czasami tak ma.
- Jasne, za pół godziny po ciebie będę – kiedy to mówi od razu się rozłącza. No tak, cała ona. Jak powie co chce, to kończy nawet nie czekając na odpowiedź. Po prostu musisz się dostosować do niej.


- Mamoo! – krzyczę kiedy schodzę po schodach na dół. Swoją rodzicielkę znajduje w kuchni, gdzie krząta się przy kuchence. Zaglądam jej przez ramię i sprawdzam co robi. Nie jestem dokładnie pewna, co znajduje się w garnkach, ale aż ślinka mi cieknie. Przez moment nawet zastanawiam się, czy nie powiedzieć Lilly, że nigdzie nie idziemy i nie zostajemy u mnie, ale wiem, że się nie zgodzi. Lilly doskonale wie, że jeżeli zostałybyśmy w domu to nie powiedziałabym jej tego, co mnie trapi.
- Dobrze pachnie? Spróbuj bo nie wiem czy wszystko dodałam – mama od razu zagania mnie do pomocy, kiedy zauważa mnie koło siebie.
- Mamooo, wiesz że nie mam smaku – próbuje wykręcić się. Nie lubię próbować jedzenia, kiedy jeszcze nie jest gotowe. Bo robię sobie wtedy smaku i chciałabym od razu zjeść swoją porcję.
- Kochanie, masz doskonały smak. Spróbuj – wyciąga w moją stronę łyżkę z sosem. Jeżeli smakuje tak dobrze jak pachnie, to Lilly będzie miała problem z wyciągnięciem mnie z domu.
Kiedy nachylam się już w stronę łyżki rozlega się dzwonek do drzwi. Od razu nieruchomieje i się prostuje. Uśmiecham się do mamy i delikatnie cofam do drzwi.
- Ja otworzę – rzucam jej tylko jeszcze zanim znikam jej z pola widzenia.
Za drzwiami stoi Lilly. Uśmiecha się, jednak jej uśmiech od razu się poszerza kiedy dochodzi do niej zapach z kuchni. Śmieje się cicho pod nosem, ponieważ jej reakcja jest podobna do mojej. Dziewczyna przepycha się koło mnie i idzie w głąb domu.
- Tak, ciebie też miło widzieć, Lilly – śmieje się pod nosem i zamykam drzwi, po czym kieruje się w stronę dziewczyny.
- Boże święty! Jak tu cudownie pachnie – mówi kiedy wchodzi do kuchni.  – Pani Smith! Jak tutaj cudownie pachnie! – słyszę jeszcze zanim znika mi w kuchni. Trzeba przyznać z Lilly jest niezły łakomczuch i jeżeli teraz zacznie jeść to nic nie dla mnie nie zostanie.
- Lilly! – krzyczę i idę do kuchni – Miałyśmy iść, pamiętasz?


&


- Wow – jest to jedyne słowo, które Lilly wypowiada kiedy kończę jej mówić to wszystko co do tej pory mnie dręczyło. Rozglądam się dookoła i czekam na jakąś dalszą część jej wypowiedzi, jednak na marno. Powracam do niej wzrokiem. Wygląda jakby bardzo głęboko nad czymś myślała i co jakiś czas spogląda na mnie. Kiedy mijają kolejne minuty, a ona dalej milczy, nie wytrzymuje.
- To jest wszystko co chcesz mi teraz powiedzieć – pytam.
- A co mam ci powiedzieć? – spogląda na mnie uważnie.
- Nie wiem, może coś doradzić? Lilly, ja naprawdę nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Ten człowiek jest… jest
- Świetny? – przerywa mi Lilly.
- Dziwny – patrzę na nią jak na idiotkę.
- Taissa, ale co chcesz ode mnie usłyszeć? Wiesz, że ja go lubię, a z tego co słyszałam co mi powiedziałaś Andy wcale nie wydaje się być zły. Kto wie, może się po prostu w tobie zakochał i teraz chcę okazać w jakiś sposób to uczucie?
- Lilly, proszę cię – śmieje się. To co do mnie mówi, wydaje się być tak bardzo abstrakcyjne. To nigdy nie będzie miało miejsca bytu. Przynajmniej z mojej strony.
- No co?! Może naprawdę tak jest, a ty za wszelką cenę chcesz się tego wyprzeć! – Lilly próbuje mnie przekonać do swojej racji. Kręcę tylko na to głową z bezradności. No co ja mogę począć? Nic z tym nie zrobię. Wstaje z ławki na której siedzimy już około godziny w jakimś parku. Brak ruchu spowodował, że moje pośladki zdrętwiały i wszystko zaczyna mnie boleć. Odchodzę kilka kroków od ławki i rozglądam się na boki. Ludzi tutaj nie ma dużo, co mnie dziwi ponieważ jest to jeden z ładniejszych parków w których byłam. Ale w sumie odkąd pamiętam było tutaj mało ludzi, więc w sumie jest to jedna z przyczyn dla których tak bardzo lubię tutaj przebywać.
- Lilly zbierajmy się – odwracam się w jej kierunku. To co powiedziała zostawiam bez komentarza. Do samochodu wracamy w dobrym humorze. Mi, dzięki dziewczynie, poprawił się zdecydowanie. To niesamowite, jak jedna osoba może zmienić nasz humor i wpłynąć na nasze emocje. Zanim dochodzimy do samochodu, mój telefon zaczyna dzwonić. Odbieram go, nawet nie patrząc na to kto dzwoni.
- Halo? – mówię po naciśnięciu zielonej słuchawki. Po drugiej stronie panuje cisza. Słychać tylko co jakiś czas jakieś szmery.
- Halo? – powtarzam jeszcze raz, jednak dalej nikt się nie odzywa. Odciągam telefon od ucha i spoglądam na ekran komórki, nie mogę jednak zobaczyć kto dzwoni, ponieważ numer jest zastrzeżony.
- Halo? – mówię trzeci raz, już coraz bardziej zirytowana. Naglę, ktoś po drugiej stronie się rozłącza. Jestem zdezorientowana. Nie wiem co się dzieje. Pierwszy raz, zdarzyła mi się taka sytuacja.
-Kto to był? – pyta Lilly, a ja odwracam swój tępy wzrok od telefonu i spoglądam na nią.
- Nie mam pojęcia, ktoś sobie robi żarty ze mnie chyba – wzdycham. – Mniejsza, wracajmy.

piątek, 22 grudnia 2017

Kiedy nowy rozdział?

Hmm, jak po tytule widać już chyba wiadomo o czym będzie ten post. 

Kochani, rozdział do końca roku żaden się nie pojawi. Ostatni okres był dla mnie bardzo ciężki i fizycznie, i psychicznie, ale chyba bardziej właśnie psychicznie. Dlatego postanowiłam, że do końca roku już nic nie dodam, za to odpocznę sobie i po prostu zaakceptuje niektóre sytuacje, a przynajmniej postaram się. 

Przed nami święta, więc mam nadzieję, że spędzicie je w gronie swoich przyjaciół i z osobami których kochacie. Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! 

Do zobaczenia wkrótce. ;) 

niedziela, 22 października 2017

21 - "I dobrze! Miałaś słyszeć!"

      „Wszystko czego pragniesz jest po drugiej stronie strachu” ~Jack Canfield 




Dzień w szkole mija mi szybko i prawie w ogóle nie męcząco. Co nie znaczy jednak, że nie zmęczę się umysłowo w domu. Dzisiaj chyba nauczyciele pobili rekordy w zadawaniu prac domowych. Czasami mnie to zastanawia czy robią to specjalnie, czy cieszy ich fakt z tego że musimy spędzać czasami wiele godzin nad tymi zadaniami i nie mamy czasu na nic innego? Jeśli tak, to nie ładnie z ich strony.
Wkładam do szafki książki których nie potrzebuje i zabieram te które będą mi potrzebne, wyciągam bluzę z szafki i przerzucam ją przez ramię. Nie mam zamiaru jej ubierać skoro na dworze świeci słońce i jest dzisiaj strasznie gorąco. Nie jestem przecież wariatką żeby to robić. Wyciągam telefon aby sprawdzić godzinę. Telefon pokazuje mi że jest kilka minut po drugiej, Andy powinien już być. Znaczy, o ile nie okazał się chujem i mnie oraz Kevina nie wychujał. Myślę, że byłby do tego zdolny. Ba! Jestem o tym święcie przekonana.
- Taissa, Taissa! – Lilly łapie mnie za ramię, spoglądam na jej zmęczoną twarz. Wygląda jakby przebiegła maraton, ale nie powiem jej tego.
- Stało się coś? – niepokoje się. Niewiele razy w całej naszej przyjaźni z Lillą były momenty kiedy Taissa aż tak goniła mnie. Co prawda często mnie goniła, ale nie aż tak.
- No jak to? Już zapomniałaś? – dziewczyna robi zabawną minę, której nie potrafię opisać. Po prostu tę minę potrafi zrobić tylko Lilly i ona należy do niej. Patrzę na nią wyczekująco. – No miałaś mnie poznać z Andym, halo! Już zapomniałaś? – klepie się w czoło otwartą dłonią. No tak, zapomniałam.
-Oczywiście że nie zapomniałam! – bronię się, chociaż wiem, że to nic nie da. Lilly zbyt dobrze mnie zna, aby dała się nabrać.
- Tak, tak – ucina Lilly. Kierujemy się w stronę wyjścia, kiedy przypomina mi się sytuacja ze stołówki.
-A właśnie, co tam u Lukea? – dziewczyna posyła mi wściekłe spojrzenie.
- Nawet mi o  nim nie przypominaj – kręcę głową śmiejąc się. Ocho, musiało być ciekawie.
-Dlaczego? – drążę.
- Ten kretyn jest zazdrosny o Andyego, rozumiesz? – tak szczerze to nie. W sumie, gdybym była na miejscu Lukea to chyba też byłabym zazdrosna o swoją dziewczynę, która tak bardzo podnieca się gdy słyszy coś, albo widzi coś związanego ze swoim idolem.
- Lilly, po prostu musisz zrozumieć, że on cię kocha i jest po prostu o ciebie zazdrosny – tłumaczę.
- Nie, powinien szanować to…
- Nie, Lilly, nie rozumiesz. On cię kocha i jest po prostu zazdrosny, kiedy ekscytujesz się na widok innego kolesia. Powinnaś go zrozumieć, w końcu zachowujesz się tak samo w stosunku do niego, kiedy jakaś dziewczyna próbuje go poderwać – Lilly przystaje na chwilę, myśląc nad czymś bardzo mocno.
- Taissa?
- Tak?
- Przepraszam, ale mam coś do załatwienia. Zapoznasz mnie z Andym innym razem, dobrze? – nie czekając na moją odpowiedź, dziewczyna wraca w głąb szkoły. Szczerze mówiąc, zaskoczyła mnie. Nie spodziewałam się, że zrezygnuje z poznania tego głąba, ale cóż, widać moja przemowa się przydała i w końcu się pogodzą. Nie lubię kiedy są ze sobą skłóceni. I nie, to wcale nie to, że jestem taką dobrą przyjaciółką która dba o ich godzenie się. Po prostu zawsze, kiedy są pokłóceni to wykorzystują mnie, jako listonosza który musi przekazywać wiadomości.

- Dłużej się nie dało? – tak, tak właśnie Andy wita się ze mną. Ignoruje go i podchodzę do drzwi pasażera. Otwieram je i wsiadam do środka. Andy robi to samo. Nie odzywając się do siebie ruszamy ze szkolnego parkingu. Jestem tak bardzo zmęczona, że jedyne o czym marze to pójście spać. Opieram się o szybę i spoglądam na widoki jakie pojawiają się przed moimi oczami.
-Wszystko ok? – spoglądam kątem oka na Andyego. Zaskoczył mnie tym pytaniem, ale staram się tego nie pokazywać.
- Taa, po prostu zmęczona jestem – odpowiadam i jak na zawołanie zaczyna ziewać. Poprawiam się w siedzeniu i nawet nie wiem kiedy zasypiam.


&


Taissa śpi kiedy znajdujemy się już przed przedszkolem. Bije się sam ze sobą czy ją budzić czy nie, ale szczerze powiedziawszy nie mam ochoty tego robić. Kiedy nic nie mówi jest tak pięknie. Wychodzę z samochodu i nawet nie staram się być cicho. Jeśli się obudzi, trudno. Jeśli nie, lepiej dla mnie. Wchodzę do budynku i znowu czuje spojrzenia na mojej osobie. Podobno jestem osobą publiczną, podobno powinienem się do tego przyzwyczaić, podbno…
Wchodzę do odpowiedniej sali i kiwam głową w stronę opiekunki. Kobieta kiedy mnie zauważa od razu do mnie podchodzi.
- Dzień dobry, ja przyszedłem odebrać Kevina  - mierzy mnie wzrokiem, co nie jest komfortowe dla mnie.
- Nie kojarzę pana.
- Tak, cóż, dzisiaj pierwszy raz przychodzę go odebrać – tłumaczę.
- Przykro mi, nie mogę oddać Kevina w pana ręce, zwłaszcza że pana nie znam i nie zostałam poinformowana przez prawnych opiekunów, że dzisiaj odbierze Kevina ktoś inny – kurwa mać.
- Proszę mi wierzyć, że nie jestem żadnym zboczeńcem ani pedofilem. Jestem znajomym jego siostry, która śpi w samochodzie.
- Skoro pani Taissa jest tutaj, to chyba może sama przyjść, prawda? Przykro mi, ale nie mogę oddać dziecka w pana ręce – zaczynam się denerwować. Zaczynam się, kurwa, coraz bardziej denerwować.  Odwracam się na pięcie i kieruje się do wyjścia. Ta kobieta, zdecydowanie jej nie polubię, działa mi na nerwy.


&


Z mojego słodkiego snu wybudza mnie szarpnięcie i gwałtowne otworzenie drzwi z mojej strony. Spoglądam zaspanym wzrokiem na winowajcę. Na pierwszy rzut oka widać już że jest zdenerwowany. Nie mam pojęcia, kiedy dojechaliśmy, ani co mogło go aż tak zdenerwować.
- Musisz iść po swojego brata, bo mi nie chcieli go dać. Musisz im też powiedzieć, żeby następnym razem mógł go normalnie wziąć- z tego co widzę, mówi całkiem serio, co mnie śmieszy.
- Pojebało cię? Nie ma mowy, żebym im powiedziała że mogą ci dać Kevina – zdenerwował mnie.
- Bo co?
- Bo nie- ucinam. Wysiadam z samochodu i przechodzę koło niego. Kiedy to robię, słyszę jak Andy mamroczę pod nosem „kobiety”. Odwracam się w jego stronę.
- Słyszałam to – zakładam ręce na biodra i patrzę na niego zła.
- I dobrze! Miałaś słyszeć! – odkrzykuje mi. Kręcę głową. Zdaje sobie sprawę że zachowujemy się jak małe dzieci, co jest trochę żałosne.
-Idziesz czy nie idziesz? Przypominam ci, że Kevin chciał żebyś to ty po niego przyszedł a nie ja!
-Idę – odpowiada krótko i wyprzedza mnie. Otwiera przede mną drzwi wejściowe co wydaje mi się podejrzane.

&

Ta sama kobieta, która nie pozwoliła mi wcześniej zabrać Kevina, spogląda na mnie i Taisse kiedy pojawiamy się przy drzwiach. Podchodzi do nas, na jej twarzy pojawił się uśmiech, który ewidentnie skierowany jest do Taissy a nie do mnie.
- Dzień dobry – Taissa wita się z tą kobietą.
- Dzień dobry Taissa, jak się masz?- pyta uprzejmie.
-Dziękuje, dobrze, a pani?
- Również, dziękuje – przewracam oczami, na tą ich żałośnie sztuczną uprzejmość. Naprawdę, nie da się tego słuchać.  Obejmuje Taisse w pasie i przysuwam ją do siebie bardziej, co powoduje zaskoczenie i zdezorientowanie na twarzy Taissy, natomiast ja uśmiecham się do kobiety, którą już zdążyłem nie polubić.
- Co…co ty..- przerywam Taisse, aby nie mogła dokończyć.
- Jako że jestem chłopakiem Taissy, to chcieliśmy powiedzieć, że od czasu do czasu ja również będę odbierał Kevina. Mówimy to teraz, żeby nie było później żadnej nieścisłości. Prawda kochanie? – spoglądam na Taisse wymownie. Dziewczyna jest tak zaskoczona, że nie wie co ma zrobić.
- Czy musimy coś podpisać albo coś innego? – pytam odwracając uwagę kobiety, która patrzy na nas uważnie, od Taissy.
- Nie, za chwilkę wpiszę po prostu pana na listę osób, na której znajdują się osoby które odbierają Kevina. Zrobię to, oczywiście tylko wtedy, jeśli Taissa wyrazi zgodę, Taissa? – cóż, Taissa jest tak zdezorientowana że nie wie co ma zrobić i tylko przytakuje głową. Zabawne.  Kobieta kiwa głową i odchodzi od nas, aby jak podejrzewam wpisać mnie na listę. 


___________________________________________

Rozdział pojawia się z opóźnieniem, ale niestety nie miałam czasu w tygodniu. Mimo wszystko, mam nadzieje, że będzie się Wam podobać. 
Miłego tygodnia! ^,^ 

poniedziałek, 9 października 2017

20 - " Co, co mam?"

„Psy są mądre. Chowają się w kącie, liżą swoje rany i wracają do świata
 dopiero wtedy, gdy są do tego gotowe.” ~Aghata Christie


 - Taissa? – powtarza Brad. Przeklinam cicho pod nosem i odwracam się w jego kierunku. Uśmiecham się i z całego serca próbuje, aby wyglądał na szczery.
- Hej Brad – podchodzę do niego aby się przywitać. Chłopak przytula mnie mocno i mam wrażenie jakby nie chciał mnie puścić, jednak po dłuższej chwili to robi. Wyciąga mnie na długość swoich ramion i patrzy na mnie uważnie. – Wszystko w porządku? – na jego twarzy maluje się zmartwienie.
- Tak, jasne że tak – peszę się i próbuje wyrwać się z jego uścisku, co w końcu mi się udaje. Chłopak przenosi swoje spojrzenie na  Andyego i podchodzi do niego.
 – Ostatnio, dość często się spotykamy – wyciąga do niego dłoń. Andy spogląda na nią przez chwilę, jednak po chwili odwzajemnia jego uścisk, a na jego twarzy pojawia się cwany uśmiech i nachyla się w stronę Brada. Ścisza swój ton głosu i wbija w niego swoje poważne spojrzenie.
- Masz rację, ale nie wydaje mi się aby  miało się to w najbliższym czasie zmienić, a może i nawet przeciwnie – rzuca na mnie spojrzenie i puszcza do mnie oczko. Jestem zszokowana jego zachowaniem, którego w ogóle nie rozumiem. – Kto wie? – powraca do niego ze swoim spojrzeniem i powraca do swojej wcześniejszej pozycji.  – Dobra, to ja się już będę zmywać  - Andy mamroczę pod nosem jakby mówił do siebie. – Taissa, widzimy się później – i znowu to spojrzenie i ten uśmieszek. Ugh, jak ja go nienawidzę. Nienawidzę go teraz jeszcze bardziej, bo nie wiem w co on próbuje grać. Pieprzony kretyn.
- Czy wy coś razem, no wiesz? – od wyzywania Andyego odciąga mnie Brad swoim bezsensownym i szokującym dla mnie pytaniem. Czy on jest normalny? Przecież odpowiedź jest oczywista.
- Nie Brad, oczywiście że nie – odpowiadam od razu. – Wszyscy przecież wiedzą, jak bardzo nie trawię tego człowieka – minę ma jakby moje słowa go nie przekonały, ale cóż, taka jest prawda.  Brad otwiera już usta żeby coś powiedzieć jednak wyprzeda go dzwonek, który dzwoni i zawiadamia wszystkich o rozpoczęciu lekcji. Dziękuje za to wybawienie, jednak przeklinam pod nosem, bo teraz muszę biec do sali, aby zdążyć przed nauczycielem. Wymieniam porozumiewawcze spojrzenie z Bradem i w tej samej chwili zaczynamy swój bieg w kierunku szkoły. Co miło mnie zaskakuje, to jak zaraz po rozpoczęciu naszego „maratonu”, Brad łapie mnie za dłoń i nie puszcza do momentu aż nie musimy się rozstać.


- Słyszałam że prawie spóźniłaś się dzisiaj na pierwszą lekcje – Lilly staje za mną z tacką tego okropnego jedzenia z tej stołówki. Rzucam patrzę na nią podejrzliwie.
-Skąd wiesz?
- Oj, kochanie,  znam wszystkie najświeższe ploteczki w tej szkole – mówiąc to siada naprzeciwko mnie, stawiając przy okazji swoją tackę z jedzeniem.
- Nie mogę uwierzyć, że wzięłaś to do jedzenia – wskazuje palcem na to coś, co kucharki nazywają „zdrowym jedzeniem”.
- A ja nie wierzę, że nie powiedziałaś mi, że sam Andy Brown odwiózł cię do szkoły, nazwał cię misiem, a ty mi nic o tym nie powiedziałaś! – jestem zaskoczona, że wie aż tyle. Nie powiem, ale prawie otworzyłam aż usta z tego faktu.
- Skąd wiesz? – przełykam ślinę.
- Jak to skąd? Zapomniałaś jacy to ludzie w tej szkole potrafią być wścibscy? – bierze gryz bułki i przeżuwając patrzy na mnie uważnie. Lustruje całą moją twarz.
- Nie sądziłam, że aż tak – naprawdę.
- Dobrze, a teraz mów mi wszystko.
- Ale co? – pytam głupio.
- Taissa – rzuca ostrzegawczo. Wiem, ze jest na mnie zła, w końcu jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, a ja nie powiedziałam jej o czymś tak ważnym, ważnym dla niej jak podejrzewam.
- Okej – mówię cicho. – To co chciałabyś wiedzieć? – biorę łyk swojej wody i rozglądam się po stołówce. Prawda jest taka, że nie widziałam dzisiaj Lilly przez cały dzień i dopiero teraz się spotkałyśmy. Gdzieś tam w swojej podświadomości byłam przygotowana na tą konfrontację, nie sądziłam jednak że dowie się tego od postronnych osób. Chciałam sama jej o wszystkim powiedzieć. Wyłapuje gdzieś tam pojedyncze spojrzenia rzucane w moją stronę. Jak mniemam jestem dzisiaj numerem jeden szkolnych ploteczek.
- Wszystko – spoglądam znowu na Lilly kiedy dociera do mnie jej głos.
- Proszę, sprecyzuj, dobrze wiesz jak nienawidzę tego słowa – mówię cicho. Zaczynam się czuć jakbym była na przesłuchaniu, a nie rozmawiała ze swoją przyjaciółką.
- Dobrze, to powiedz mi najpierw jak to się stało, że Andy cię dzisiaj przywiózł – Lilly zaczyna znowu jeść swój obiad. Patrzę na to jedzenie z niesmakiem i aż się wzdrygam. Zdaje sobie sprawę, że to co zaraz powiem ją zaskoczy i sprawi że będzie zadawać mi kolejne pytania, ale muszę jej powiedzieć. Ma prawo wiedzieć, zwłaszcza że jest moją przyjaciółką.
- Przywiózł mnie dzisiaj do szkoły, ponieważ zaprzyjaźnił się z Kevinem i Kevin poprosił go o to by zawiózł go dzisiaj do przedszkola, a ja nie mogłam pozwolić na to by jechał z nim sam – kiwa głową na znak zrozumienia.
- Skąd zna Kevina? I jakim cudem Kevin go polubił? Znaczy no, przecież Kevin raczej nie lubi nowych osób – dobre pytania, Lilly. Naprawdę sama chciałabym znać na nie odpowiedź.
- Nie mam pojęcia Lilly, jakim cudem Kevin tak szybko się do niego przekonał. Po prostu wystarczyło im piętnaście minut rano i proszę, stali się najlepszymi kumplami – wzdycham. Nie podoba mi się to, że mój brat go polubił.
- Rano? – Lilly przestaje jeść.
- Taa, cóż, nocował u mnie – mówię cicho.
- Co?! Chcesz mi powiedzieć że Andy u ciebie nocował?! – prawie krzyczy. Rozglądam się szybko po stołówce żeby sprawdzić czy ktoś zwrócił na nas uwagę, cóż, te same pojedyncze osoby co wcześniej rzucają nam spojrzenie i zaraz wracają do ściszonych rozmów. Jak podejrzewam ich tematem rozmów jest moja osoba.
- Ciszej Lilly – karcę ją, jednak ona nie zwraca na to szczególnej uwagi. – Cóż, wczoraj po skończonej sesji mieliśmy pojechać coś zjeść, jednak Andy zmienił plany i postanowił się upić. Skończyło się tak, że nie pamiętał gdzie mieszka, ja też nie wiem, a nie mogłam go przecież zostawić samego gdzieś na środku drogi, więc wzięłam go do siebie – mówię wszystko prawie na jednym wydechu. Chciałabym skończyć już o tym rozmawiać.
- No proszę, a mówiłaś, że tak go nie lubisz.
- Bo nie lubię – biorę kolejny łyk wody.
- Ale do domu go wzięłaś.
- Cholera Lilly, był pijany, co miałam zrobić? Zostawić go na drodze?
- Nie.
- No właśnie – ucinam.
- Ale zaraz, twoja mama zgodziła się na to by u was nocował? – wzruszam ramionami.
- Tak, ale nie była zbytnio zadowolona. Zwłaszcza że musiała mi pomóc go zanieść do pokoju, bo sam nie mógł iść.
- Żartujesz – Lilly się śmieje, cóż, mi nie jest do śmiechu na to wspomnienie. Najchętniej to bym wymazała je gdybym mogła.
- Nie – kręcę głową i wstaje ze swojego miejsca.
- Gdzie idziesz? Przerwa się jeszcze nie skończyła – Lilly jęczy, wiem że miała nadzieje, że dowie się jeszcze czegoś, ale cóż, naprawdę nie chcę już o nim rozmawiać. Jak na jeden dzień to za dużo go już jest jak dla mnie.
- Muszę iść jeszcze do łazienki – pokazuje jej na moją pustą butelkę po wodzie.
- Okej, ale pamiętaj, że musisz mi jeszcze dużo opowiedzieć, bo na pewno nie powiedziałaś mi wszystkiego! – cóż, ma racje. Nie powiedziałam jej tego z czego najbardziej by się zapewne ekscytowała, a mianowicie o tym, że obudziłam się z Andym w jednym łóżku. Ale nie chcę chyba jej tego mówić, nie jest to godne nawet rozmowy o tym. Śmieje się i potakuje Lilly, zgadzając się z nią. – Nie zapomnij też o tym, że musisz mnie w końcu kiedyś z nim poznać.
- Chcesz, to możesz go poznać dzisiaj – mówię. Widzę jak jej oczy nagle rozszerzają się.
- Co? Jak? Naprawdę? – kiwam głową na tak.
- Po lekcjach ma po mnie przyjechać, więc tak, jasne.
- Ale, ale – no i dziewczyna mi się zacięła. Śmieje się na jej reakcje. – Jak wyglądam? Myślisz że odpowiednio wyglądam? Moje ciuchy są ładne? Nadają się?
- Nadają się do czego? –pyta Luke, który podchodzi do stolika i siada koło Lilly.
- Więc jak? Taissa? O jezu, muszę poprawić swój makijaż i w ogóle – brew Lukea podnosi się i spogląda na nią zdziwiony. To chyba pierwszy raz jak Lilly go zignorowała. Śmieje się.
- Luke, chyba musisz pilnować swojej dziewczyny. Skoro ona tak reaguje tylko na to, że powiedziałam jej, że może poznać dzisiaj Andyego to co będzie jak naprawdę go pozna? – śmieje się. – Lilly, nie zapomnij że masz chłopaka –mówię.
- Co, co mam? – pyta wybita ze swoich myśli.
- Chłopaka…- mówi za mnie Luke. Lilly spogląda na niego zaskoczona.
- Luke? Kiedy przyszedłeś? Nie widziałam cię – nachyla się aby go pocałować, ale Luke odsuwa się od niej. Ocho! No to teraz będzie foch forever. Odchodzę od nich jak najszybciej by nie być świadkiem ich miłosnej kłótni, przy okazji śmieje się cicho z sytuacji która miała miejsce przed chwilą. Trzeba przyznać, są słodcy.  

________________________________________________

Mam nadzieje, że się podobał. Jakiś taki krótki mi się ten rozdział wydaje, no ale nie wiem. Rozdział, nie jest sprawdzony więc no. 
Do następnego! ^,^

niedziela, 1 października 2017

19 - "Wiesz?"

„Moja filozofia jest jedna:
to nie moja sprawa co ludzie o mnie mówią i co o mnie myślą.
Jestem kim jestem i robię to, co robię.
Niczego nie oczekuję i akceptuję wszystko.
A to sprawia, że życie jest łatwiejsze.” ~Anthony Hopkins



 Wsiadam do samochodu Andyego. Spoglądam na tył aby sprawdzić czy Kevin jest dobrze zapięty i bezpiecznie siedzi.
- Nawet jego fotelik tu przyniosłeś? Zamierzasz nas również odebrać ze szkoły? – pytam sarkastycznie. Jestem zła na to, że podjął sam decyzję o naszym dzisiejszym transporcie do szkoły, jednak z drugiej strony, cieszę się. No hej! Te siedzenia naprawdę są bardzo wygodne!
- Jasne skarbie, dla ciebie wszystko – uśmiecha się i spogląda na mnie. Parszywy dupek, robi to specjalnie aby mnie zdenerwować. – To do którego przedszkola chodzi Kevin?
- Do najbliższego – odpowiadam mechanicznie. Nagle uświadamiam sobie że przecież Andy pewnie nie wie o którym mówię- to znaczy…
- Wiem o którym mówisz Taissa – przerywa mi spokojnie. Spoglądam na niego zaskoczona.
- Wiesz? – pytam zaskoczona. Czyżby Andy był  pedofilem i szukał  szkół, i przedszkoli aby znaleźć swoją potencjalną ofiarę? Aż otwieram usta na moje myśli i spoglądam na niego. Niee, Taissa, na pewno nie! Przecież on jest sławny na całym świecie, nie może być pedofilem! Chociaż przecież nie mało pewnie jest takich ludzi. A co jeśli się ukrywa? Nie, Taissa, na pewno nie! Przecież on nie wygląda ci na żadnego pedofila. Przyglądam się mu uważniej. No dobra, może trochę.
- Tak, wiem. Kiedyś, za dzieciaka, mieszkałem tutaj więc wiem – wypuszczam powietrzę kiedy to mówi. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że przez cały czas je wstrzymywałam. Spogląda na mnie kątem oka. – Co?
- Nic, po prostu pomyślałam coś o czym raczej nie powinnam myśleć. Nie, nie ważne – kręcę głową. Chcę jak najszybciej zapomnieć o tym o czym myślałam.
- Co to było? – chłopak docieka.
- Nic, nie ważne – naprawdę  nie chcę mu powiedzieć o tym o czym pomyślałam.
- Taissaa, no powiedz – przeciąga moje imię i naciska na mnie. W sumie, co mi tam? I tak go nie lubię, więc nie powinien się zdziwić, a nawet jeśli się obrazi, to trudno.
- Nic takiego, po prostu pomyślałam że jesteś pedofilem –mówię to tak nonszalancko, że aż sama jestem zdziwiona.
- Co? – Andy bierze głęboki wdech. Widać zaskoczyło go to co powiedziałam. Dobrze, że stoimy na światłach.
- Mówiłam, że to nic takiego – wzruszam ramionami. Chłopak nachyla się w moim kierunku.
- Zapewniam cię, że nie jestem pedofilem, o wiele bardziej wole starsze dziewczynki. Takie w twoim wieku są w sam raz – szepcze i spogląda na mój biust. Dupek!
-Dupek! – mówię na głos swoje myśli. Chłopak zaczyna się śmiać i wraca do swojej wcześniejszej pozycji.
- Wiem słońce, wiem – ruszamy kiedy światło w końcu zmieniło się na zielone.


Podjeżdżamy pod przedszkole Kevina, a ja niespokojnie spoglądam na zegarek. Z takim tempem to jeszcze mogę ja nie zdążyć do szkoły. Odpinam szybko pasy i już mam otwierać drzwi kiedy zatrzymuje mnie głos Kevina.
- Taissa, a Andy może mnie też dzisiaj odprowadzić? – spoglądam na niego zaskoczona. Jakim cudem ten dupek zdobył zaufanie mojego brata w takim szybkim tempie? Przecież Kevin nie jest typem dzieciaka, który jest ufny do obcych ludzi. – Proszę, Taissa – dodaje kiedy nie odpowiadam od razu.
- To już nie chcesz żebym cię odprowadzała? – pytam smutna, nie powiem ale trochę zabolały mnie jego słowa.
- Ale ty też chodź. Chce iść z tobą i Andym – uśmiecha się w ten swój uroczy sposób przy czym pokazuje swoje mleczaki. Odwzajemniam jego uśmiech i spoglądam na Andyego, w końcu nie wiem co on na to i czy ma ochotę. Chłopak odwraca się do mojego brata i uśmiecha się do niego.  
-Kolego! Oczywiście że cię odprowadzę, w końcu muszę sprawdzić gdzie chodzisz. A jak okaże się, że tam jest fajnie to zobaczysz! Będę tam chodzić z tobą – grozi palcem Kevinowi, jakby to co powiedział było czymś strasznym. W sumie, dla mnie by było.
- W sumie, intelektualnie byś tu pasował – mruczę pod nosem, jednak Andy to słyszał bo rzuca mi oskarżające spojrzenie. Wzruszam tylko ramionami na to. – Dobra, chłopaki, musimy się już zbierać. Jeżeli tego nie zrobimy, to zaraz wszyscy się spóźnimy – spoglądają na mnie. Andy podnosi jedną brew.
- Ja nie jestem nigdzie umówiony, więc się nie spóźnię – śmieje się.
- Taa, bardzo śmieszne, ale jakby nie patrząc my mamy obowiązki – syczę. Chłopak podnosi ręce do góry w geście obronnym.


Wchodzimy do przedszkola. Andy pomaga mojemu bratu się rozebrać  z niepotrzebnego odzienia i ubrać odpowiednie.
- O jezu! – słyszę za sobą głos jakiejś kobiety. Odwracam się i widzę jedną z kobiet która jest tutaj przedszkolanką, nie znam jej, ale ją kojarzę. – Taisaa, nie mówiłaś nigdy że znasz kogoś takiego jak Andy! – piszczy. Wytrzeszczam na nią oczy. Po pierwsze, nie znam jej, po drugie, skąd ona mnie zna, a po trzecie, co kurwa?
- Przepraszam, ale my się znamy? – kobieta do mnie podchodzi i uderza mnie żartobliwe w ramię.
- Oj, już nie udawaj że się nie znamy – odwraca się do Andyego. – Cześć, jestem jej dobrą znajomą – chłopak spogląda to na mnie to na nią i zaczyna się uśmiechać. Taa, chyba rozbawił go mój wyraz twarzy. Naprawdę, bardzo zabawne.
-Tak, cześć, przepraszam, ale nie mamy czasu, śpieszymy się – próbuje ją zbyć, ale dziewczyna nie daje się tak łatwo.
- O tak, oczywiście już wam nie przeszkadzam, ale mogłabym prosić ciebie o autograf i zdjęcie?
- Innym razem, okej? Serio się teraz śpieszymy – chłopak strzela swój popisowy uśmiech, który jak podejrzewam sprzedaje każdej swojej fance. To zabawne, że każda jest w nim tak ślepo zakochana i wierzy w te wszystkie mity jakie piszą o nim w gazetach, albo na jakiś innych portalach, a tak naprawdę nie wiedzą jaki on jest naprawdę. I jak podejrzewam nigdy się nie dowiedzą.
- Och, dobrze, oczywiście, ale pamiętaj że trzymam cię za słowo! – grozi palcem w powietrzu i w końcu odchodzi. Chłopak kończy pomagać mojemu bratu się przebierać i się z nim żegna, przy okazji życzą sobie miłego dnia. Fajnie że o mnie pamiętał. Znaczy, ze mną też się pożegnał, ale tylko krótkim „cześć”. Eh, wychodzi na to, że ten dupek ukradł mi dzisiaj brata i za nic nie mogę się z tym pogodzić.



- Andy pośpiesz się, bo naprawdę nie zdążę dzisiaj do szkoły, noo – jęczę mu w samochodzie kiedy już wyjeżdżamy spod przedszkola.
- Oj, zdążysz, a jak nie to będziesz mogła powiedzieć w szkole że twój szofer jechał za wolno – śmieje się jak głupi, jakby to co powiedział było zabawne.
- Po prostu się zamknij i zawieź mnie pod szkołę – mruczę pod nosem. Nie spodziewałam się, że dzisiejszy ranek zacznie się w ten sposób i od samego rana będę musiała się z nim użerać.
- A właśnie, ciekawe masz znajome – spoglądam na niego jak na idiotę, którym oczywiście jest.
- Nawet nie zaczynaj! Nie znam tej kobiety, nawet nie wiem, co ona sobie myślała zachowując się w taki sposób! – jestem oburzona zachowaniem tej kobiety, naprawdę mnie to zdenerwowało, jako przedszkolanka nie powinna się tak zachowywać.
- Oczywiście, oczywiście.
- No naprawdę! – krzyczę co powoduje u chłopaka kolejną salwę śmiechu.
- No przecież się z tobą zgodziłem – broni się.
- Jasne – mruczę pod nosem i odwracam od niego wzrok. Reszta drogi przebiega nam w ciszy, żadne z nas się nie odzywa. Kiedy Andy zatrzymuje się na parkingu przed szkołą od razu odpinam pasy i wysiadam. Jejku! Jak ja się cieszę że już dojechaliśmy! Spoglądam na chłopaka, który stoi oparty o swój samochód i dopiero wtedy zdaje sobie sprawę, że wszyscy którzy znajdują się na parkingu patrzą na nas. No cudownie Taissa! Teraz będziesz na językach całej szkoły. Zajebiście.
- To o której słońce kończysz? – Andy pyta specjalnie głośno, tak aby większość go usłyszała. A ci którzy go nie usłyszeli i tak za chwilę się dowiedzą.
- Zamknij się – warczę.
- No misia! Przecież muszę po ciebie przyjechać. Zapomniałaś że obiecałem Kevinowi że dzisiaj go razem odbierzemy? – rzeczywiście ma rację. Andy obiecał to dzisiaj Kevinowi. Kurwa.  
-Taissa? – o nie, nie, nie, tylko nie Brad, błagam! 


______________________________________

Dobra, miałam mały poślizg z tym rozdziałem, przyznaje. Ale! To nie moja wina, tak teoretycznie. Jako, że rok szkolny trwa, a ja mam całkiem sporo rzeczy teraz na głowie w tygodniu nie mam kiedy pisać, więc zostają mi weekendy, więc tak. Rozdziały będę pojawiały się raczej zawsze w weekendy. Mogą się zdarzyć takie kiedy nie będę miała czasu aby coś napisać i dodać, ale może się też znaleźć taki tydzień kiedy w tygodniu coś napiszę i dodam. Jednak na chwilę obecną, ogłaszam, że rozdziały pojawiać się będą w weekend. 
Okej, mam nadzieje że się podobało. 
Ja już uciekam spać, w końcu jutro znowu szkoła, niestety... 
Miłego tygodnia kochani! ^,^ 

poniedziałek, 4 września 2017

18 -"Grzeczniej!"

„Dopóki człowiek nie odkryje czegoś, za co gotów jest umrzeć,
 nie nadaje się do życia…”~Martin Luter King 



- Jeszcze pięć minutek – Andy mamroczę znowu pod nosem. Cholera jasna! I tak właśnie kończy się zawsze ludzka dobroć. Spoglądam na niego z nienawiścią w oczach. Czuje jak wtula się w mój bok jeszcze bardziej. O nie, dosyć tego dobrego.
- Andy, pawianie jeden, albo wstaniesz teraz po dobroci, albo to nie będzie miłe wstawanie dla ciebie – syczę. To jest po prostu cudowne, jak ta osoba potrafi mi zniszczyć dzień i to zaraz po obudzeniu.
- Mhm – mamroczę chłopak. Wzdycham. Czuje jak zaraz mnie szlak trafi. Przekręcam się na bok, tak że leżę teraz twarzą do twarzy chłopaka. W myślach już się uśmiecham na to jak chłopak ląduje na ziemi. Odplątuje sobie jego ręce z mojej tali, co nie przychodzi mi łatwo i zrzucam je z siebie, następnie opieram swoje stopy na nim i zapieram się o niego rękoma, i z całej siły pcham go na skraj łóżka. Nigdy nie cieszyłam się tak z dźwięku który tworzy się podczas spadania ludzkiego ciała z łóżka. Uśmiecham się triumfalnie. Tak! Taka mała sytuacja a poprawiła mi humor na resztę dnia.
- Co jest kurwa?! – słyszę wkurzony głos chłopaka spod łóżka. Wychylam się znad łóżka żeby na niego popatrzeć.
- Dzień dobry słonko. Jak się spało? – mówię słodkim głosem. Andy spogląda na mnie zdezorientowany i rozgląda się po moim pokoju.
- Co jest? Co się wczoraj stało? – podnosi się nagle, jednak za chwilę znowu opada na ziemie łapiąc się za głowę.
- Oj, widzę że kogoś tu męczy kacyk – dalej mówię słodkim głosem. Naprawdę cieszę się z tego w jakim aktualnie stanie chłopak się znajduje. Tak, być może i jestem wredna, ale mi to jakoś specjalnie nie przeszkadza.
- Proszę cię, daj mi spokój i wyjaśnij co tu się stało – kończę zaścielać łóżko, kiedy chłopak to mówi.
- No cóż, upiłeś się – otwieram szafę i spoglądam na ciuchy które mogę dzisiaj ubrać.
- To już wiem, powiedz mi coś czego nie wiem – warczy siadając na łóżku.
- Grzeczniej! – rzucam mu groźne spojrzenie przez ramię. – Upiłeś się tak bardzo, że zapomniałeś gdzie mieszkasz, tak więc musiałam cię wziąć do siebie- wyciągam z szafy ubrania, które postanowiłam że dzisiaj ubiorę. Zanim wychodzę z pokoju zatrzymuje się jeszcze na chwilę i mówię do niego – pamiętaj, to był ostatni raz kiedy ci pomogłam – wychodzę z pokoju i idę do łazienki aby się ogarnąć.




&



Dalej nie wiele wiem. Słowa Taissy nie wiele mi pomogły, ale to już zawsze coś. Próbuje sobie przypomnieć cokolwiek z wczorajszej nocy jednak nic mi nie przychodzi do głowy. Kiedy próbuje sobie cokolwiek przypomnieć od razu zaczyna boleć mnie głowa. Kręcę głową, rezygnuje z przypomnienia sobie czegokolwiek z wczorajszego wieczoru. Mam nadzieję, że kiedy Taissie trochę przejdzie to później mi wszystko wyjaśni i opowie. Wychodzę, jak już się domyśliłem, z pokoju dziewczyny i kieruje się w stronę schodów aby zejść na dół i zmyć się do domu. Chyba najwyższy już czas. Kiedy dochodzę do schodów z pokoju który jest obok wychodzi jakiś mały chłopczyk. Kompletnie nie spodziewałem się tego, że Taissa ma młodszego brata. Mały wygląda na zaskoczonego i troszkę zawstydzonego kiedy mnie widzi. Klękam przy nim i uśmiecham się. Staram się wzbudzić w nim zaufanie do swojej osoby. Zdaje sobie sprawę, że z moim wyglądem może być to trudne, najbardziej chodzi mi o te wszystkie moje tatuaże, no ale co, przecież nic z nimi nie zrobię, a tak poza tym to strasznie je lubię. No i co może być dziwne, lubię też dzieci, a wręcz kocham.
- Hej – mówię przyjaznym tonem głosu i uśmiecham się do niego.
- Hej – odpowiada mi niepewnie.
- Co tam mały? Wyspałeś się – chłopak kiwa tylko głową na moje pytanie. – A jak masz na imię? Ja jestem Andy – wyciągam do niego rękę. Spogląda na nią niepewnie, ale za chwilę chwyta ją.
- Kevin.
- Miło mi cię poznać, Kevinie. To co? Pójdziemy do kuchni coś zjeść? – chłopak kiwa ochoczo głową, co powoduje poszerzenie się mojego uśmiechu. Wyciągam do niego rękę. – To co? Zaprowadzisz mnie do kuchni?
Kevin już z większą śmiałością łapie mnie za rękę i prowadzi mnie jak podejrzewam do kuchni. W pomieszczeniu do którego się kierowaliśmy znajduje się kobieta, jak sądzę matka Taissy i Kevina. Odwraca się w naszą stronę, kiedy nas słyszy i uśmiecha się do nas przyjaźnie. Nie powiem, trochę mi głupio.
- Dzień dobry – mówię niepewnie, ale posyłam w stronę kobiety pewny uśmiech. Odwzajemnia go i kiwa głową.
- Dzień dobry chłopaki, siadajcie, zaraz wam zrobię coś do jedzenia – kiwa głową w stronę stołu, abyśmy się tam udali.
- A może pani sobie usiądzie a ja coś zrobię? – pytam niepewnie. Nie mam zamiaru urazić w żaden sposób kobiety. Posyła mi zaskoczone spojrzenie. – Wie pani, chciałbym odwdzięczyć się jakoś za to, że pozwoliła mi pani tutaj przenocować. – Kobieta uśmiecha się na to co powiedziałem.
- Nie ma sprawy Andy, ale dobrze, skoro chcesz coś zrobić, proszę bardzo. Chętnie zjem coś przygotowanego przez kogoś innego – posyła mi przyjazny uśmiech i siada przy stole, aby poczytać gazetę. Kucam przy Kevinie.
- Kevin, chciałbyś mi pomóc? – pytam. Chłopakowi zaświeciły się oczy i ochoczo pokiwał głową.
- Dobrze, a więc uważaj, mam dla ciebie bardzo ważne zadanie – mówię do niego poważnym głosem, chłopak od razu prostuje się i z jeszcze większym zaangażowaniem spogląda na mnie – musisz wyciągnąć mąkę, olej i jajka. Zrozumiano żołnierzu?  - pytam jak jakiś dowódca w wojsku.
- Tak jest! – chłopak odpowiada tak jak przystało odpowiedzieć na „prawdziwego” żołnierza.



&



Wchodząc do kuchni nawet nie spodziewałam się takiego widoku. Mój brat pomaga temu dupkowi robić śniadanie, a moja mama z tym dupkiem sobie jeszcze gawędzi. Nie mam pojęcia, co tu się stało kiedy ogarniałam się na górze, ale jakoś średnio mi się to wszystko podoba. Poza tym, halo?! Ale moja mama wie, że go nie lubię więc nie powinna z nim rozmawiać. Zdrajczyni. Zresztą, Kevin też zdrajca. Prycham pod nosem i wchodzę do kuchni.
- O, Taissa kochanie! Chodź tu, siadaj i spróbuj jakie Andy zrobił przepyszne naleśniki – moja mam mówi rozradowana od razu kiedy mnie widzi. Dupek odwraca się w moim kierunku i spogląda na mnie. Wytykam mu język kiedy koło niego przechodzę i siadam koło mamy przy stole. Dłubię widelcem w tych naleśnikach i spoglądam na nie niepewnie.
- Ja mam to zjeść? – pytam. – A co jeśli on to otruł? –nie wiem czemu, ale mam wrażenie że byłby do tego zdolny.
- Taissa, przestań. Andy się nad tym naprawdę napracował – karci mnie mama.
- Nie martw się – chłopak odwraca się w moim kierunku i macha tą łyżką, którą przerzuca naleśniki. W sumie, wygląda to komicznie – te zatrute specjalnie odłożyłem na bok i zapakuje ci później na drugie śniadanie – mówi to machając tą łyżką. Kiedy mama na niego spogląda wybucha śmiechem, w sumie, nie dziwię się jej.

- Dobra, Kevin, chodź musimy już iść bo się spóźnimy – mówię do mojego brata, kiedy jestem w korytarzu i ubieram buty. Z kuchni wychodzi mój uśmiechnięty brat, przytulający swojego jakiegoś misia.
- Taissa, a wiesz co?
- Nie, nie wiem, co takiego? – spoglądam na niego kiedy do mnie podchodzi.
- Andy obiecał mi, że odwiezie nas tym swoim suuuper samochodem – Kevin macha podekscytowany rękoma.
- Andy co obiecał? – pytam jak głupia bo nie wiem czy dobrze wszystko zrozumiałam. Akurat w tym momencie wychodzi ten, przez którego zadaje głupie pytania. Z tego co zauważyłam to żegnał się z moją mamą w kuchni. Naprawdę nie wiem w jaki sposób oni załapali ze sobą taki dobry kontakt w tak krótkim czasie. Andy chyba domyślił się, że już wiem tym co obiecał Kevinowi, bo gdyby wzrok mógł zabijać, chłopak już dawno by nie żył.
- Taissa, nie ociągaj się, tylko się pośpiesz, nie możemy się przez ciebie spóźnić – mówi to i łapię mojego brata za rękę i wychodzi z nim z mojego domu. – Jeszcze raz do widzenia pani! – krzyczy i zamyka za sobą drzwi.
Co tu się kurwa odpierdala dzisiaj?

_________________________________________

Ahh, znowu szkoła... Mam nadzieje, że ten rok zleci w miarę szybko i bez jakiś większych problemów. Życzę Wam tego samego. Rozdziały będę starała się dodawać w miarę regularnie.
Mam nadzieję, że rozdział Wam podobał!
Pozdrawiam! ^^

sobota, 29 lipca 2017

17- "Ja ci kurwa dam, pięć minutek!"

„Ludzie, którzy nie potrzebują innych ludzi, potrzebują innych ludzi, by im okazywać,
 że są ludźmi, którzy nie potrzebują innych ludzi…”~Terry  Pratchett 



Dobra, postanowione. Andy dzisiaj nocuje u mnie, a gdy tylko nadejdzie ranek zostanie wykopany z mojego domu szybciej niż zdąży się obrócić. Uśmiecham się na widok który pojawił się w mojej wyobraźni, jak Andy wylatuje przez moje drzwi. Praktycznie rzecz biorąc, nie należę do osób chamskich, wrednych, ani takich którzy źle komuś życzą, ale ten chłopak… Wzbudza we mnie te wszystkie złe emocje, które przy innych w ogóle nie występują. Czyli podsumowując, Andy ma na mnie zły wpływ i powinnam ograniczyć z nim spotkania do minimum, a raczej do zera.
Sięgam ręką do stacyjki w celu przekręcenia kluczyka i uruchomienia samochodu, kiedy zdaje sobie sprawę że go tam nie ma. No tak, Taissa, przecież Andy musiał go zabrać. Odwracam się w kierunku chłopaka. Śpij i wygląda jak dziecko. Może i uznałabym że wygląda słodko, jednak nie mogę tego zrobić. Dlaczego? Ponieważ to jest Andy, a no i nie zapominajmy że strasznie od niego śmierdzi alkoholem, czego nienawidzę najbardziej na świecie. Podejmuje kolejną próbę obudzenia chłopaka i szturcham go w ramię. Dzisiaj jest chyba mój rekordowy dzień w którym tak dużo razy go dotykam. Rekordowy i mam nadzieje że ostatni. Chłopak nie reaguje w ogóle na moje coraz mocniejsze szturchanie. Kręcę głową. No tak, przecież skoro nie reagował wcześniej na moje próby obudzenia go to jak niby miałby się teraz obudzić? Taissa, myśl gdzie on może mieć te cholerne kluczyki. Przeczesuje całą jego sylwetkę w poszukiwaniu potencjalnych miejsc w których mógł je schować. No cóż, jedynym takim miejscem są chyba spodnie. Booże, naprawdę mam już dość na dzisiaj macania go. Motywowanie się wewnętrznie zajmuje mi trochę czasu, jednak w końcu zmuszam się na to. Muszę to zrobić, bo inaczej stąd nie odjedziemy, a ja jak najszybciej chcę opuścić to miejsce.
Kładę swoje dłonie na jego nogach. Chłopak od mojego dotyku spina się. Ciekawe, kiedy szturchałam go w ogóle nie reagował, a teraz proszę bardzo. Kto wie? Może boi się o swojego przyjaciela? Biorę głęboki wdech. Boże, Taissa? O czym ty myślisz? Już całkowicie tracisz resztki swojego umysłu dzisiaj! Znajdź jak najszybciej te kluczyki i się ogarnij. Tak, mój wewnętrzny umysł ma stu procentową racje. Odganiam od siebie wszystkie te dziwne myśli i skupiam się na tym, na czym powinnam, czyli na znalezieniu kluczy. Znajduje je w drugiej kieszeni chłopaka, kiedy wkładam do niej rękę w celu ich wyciągnięcia, Andy wzdryga się i wydaje z siebie cichy jęk. Przewracam oczami. Zignoruj to, zignoruj to. Powtarzam sobie w myślach. Kiedy wyciągam klucze z tej cholernej kieszeni, wypuszczam powietrzę z ulgą. Nie wiem czemu, ale ta sytuacja jakoś mnie bardzo zestresowała.

Kiedy podjeżdżam pod dom moja mama stoi na ganku i podejrzanie patrzy na samochód. No tak, mogła się martwić w końcu dość długo nie wracałam do domu i nie dawałam o sobie żadnego znaku życia.
- Hej mamo – mówię kiedy wysiadam z samochodu.
- Taissa, czyj to samochód? – taa, ciebie też miło widzieć, mamo. Jak ci minął dzień? Mówię sarkastycznie w myślach.
- Bo widzisz…
- Taissa proszę cię, tylko nie kręć. Chcę prawdy – mówi ostrym tonem głosu. Czasami przy niej czuje się jak małe dziecko. Znaczy, zdaje sobie sprawę, że ona jako moja matka pewnie dalej mnie widzi jako małe dziecko, ale w rzeczywistości już tak nie jest, prawie.
- Cóż, będziemy mieć dzisiaj gościa w domu.
- Co takiego? – pyta zdezorientowana, kiedy ja podchodzę do samochodu i otwieram drzwi od strony pasażera.
- Cóż… Kolega miał dzisiaj troszkę gorszy dzień, wypił za dużo i nie pamięta gdzie mieszka – mama patrzy na mnie wzrokiem, który naprawdę mnie przeraża. – No wiem mamo, że powinnam to z tobą wcześniej uzgodnić, ale co? Miałam go tak zostawić? – pytam.
- Nie, masz rację Taissa, dobrze zrobiłaś – wzdycha i uśmiecha się do mnie delikatnie. Odwraca się w kierunku drzwi wejściowych z zamiarem wrócenia do domu jak podejrzewam. – Przyprowadź go do domu. Położymy go w gościnnym.
-Em, mamo? – pytam niepewnie. Odwraca się i spogląda na mnie.
- Tak?
- Pomożesz mi? – pytam niepewnie, ponieważ nie wiem jak zareaguje.
- Z czym takim?
- Z nim – mówię i pokazuje na niego palcem. Mama nic nie mówi tylko kręci z politowaniem głową, ale idzie w moim kierunku.

- Jezu, jaki on ciężki – mówi mama, kiedy wchodzimy już z nim do domu. Andyego nijak nie dało się dobudzić w samochodzie. Chyba naprawdę nieźle się upił.
- Wiem, prawda? A wcale na takiego nie wygląda – przytakuję mamie. Z salonu wybiega uśmiechnięty Kevin, jednak zatrzymuje się i chowa za ścianę kiedy spogląda w naszym kierunku. Cóż, za rozkoszne dziecko. Zawstydził się. Spogląda na nas niepewnie zza ściany. Uśmiecham się do niego, aby dodać mu odwagi żeby się nie bał.
- Cześć Kevin – witam się z nim kiedy mijamy salon.
- Hej Taissa – odpowiada mi niepewnie.
Wciągamy Andyego z mamą po schodach. Naprawdę, w tym momencie nienawidzę chłopaka jeszcze bardziej niż nienawidziłam go do tej pory. Żebyście nie powiedzieli, że tak ciągle narzekam i jestem tak ciągle negatywnie do wszystkiego nastawiona, ale nieśliście kiedyś kogoś pijanego? Albo wciągaliście go po schodach? Jeśli jesteście dziewczyną i niesiecie chłopaka, to naprawdę nie jest taka łatwa sprawa. Więc po takim czymś naprawdę można nienawidzić taką osobę. 
Rzucamy z  mamą Andyego na łóżko, kiedy w końcu udaje nam się go dotaszczyć do pokoju gościnnego, który znajduje się naprzeciwko mojej sypialni.
-Mamo – dobiega nas niepewny głos Kevina, który stoi w progu drzwi. Odwracamy się razem z mamą w jego kierunku.
- Tak kochanie?
- Co to za pan? – pyta kiedy podchodzi do mamy i przytula się do jej nogi.
- Cóż, to jest idealne pytanie do twojej siostry a nie do mnie – spogląda na mnie znacząco. Cóż, czuje że powinnam coś powiedzieć, wiem że czeka na jakieś słowa wyjaśnienia.
- Tak, to chce ktoś może herbaty? – pytam i wychodzę z pokoju. Nie wiem czemu, ale chcę przedłużyć moment w którym będę musiała jej wszystko powiedzieć. Zdaje sobie sprawę, że to raczej nie wypali, kiedy słyszę odgłos kroków mojej rodzicielki, która podąża za mną.
-Taissa zdajesz sobie sprawę, że musisz mi chyba co nieco wyjaśnić, prawda? – odwracam się w jej kierunku. Powiem jej wszystko teraz. Chcę mieć już to wszystko za sobą.
- Mamo, to jest Andy Brown, tak, ta gwiazdka której tak bardzo nie lubię i to ta sama gwiazdka której muszę robić zdjęcia, bo wygrałam ten konkurs. Dlaczego jest u nas? Ponieważ się upił, a ja nie wiem gdzie mieszka więc przywiozłam go tutaj. To wszystko – kończę mówić i spoglądam wyczekująco na mamę. Ona nic nie mówi, ale jej mina zmieniła się. Wygląda jakby się nad czymś bardzo mocno zastanawiała.
- Dobrze, dobrze zrobiłaś – mówi w końcu. – Jesteś może głodna?
- Nie mamo, dziękuje. Jestem strasznie zmęczona, chyba pójdę zaraz spać – przeciągam się, kiedy zdaje sobie sprawę że to co powiedziałam to prawda.
- Dobrze, w takim razie dobranoc kochanie – całuje mnie w czoło i schodzi na dół. Spoglądam za nią jeszcze przez chwilę po czym odwracam się do swojego pokoju. To był długi i bardzo męczący dzień. Czas na odpoczynek.

Budzik. Ten przeklęty budzik. Nie rozumiem dlaczego szkoła zaczyna się tak wcześnie. Albo dlaczego kiedy chodzimy do szkoły to wtedy dopiero tak dobrze się śpi. Wyciągam rękę aby wyłączyć to cholerstwo. Przychodzi mi to z wielkim trudem, ale po kilku próbach w końcu mi się to udaje. Odkładam telefon na miejsce na którym przed chwilą leżał. Nienawidzę szkoły. To zabawne, że każdy mój poranek zaczyna się od tego samego przeklinania na szkołę. Przecieram dłonią oczy i w końcu zabieram się do podniesienia  się z łóżka. Jeżeli teraz tego nie zrobię, to wątpię abym w ogóle dzisiaj poszła do szkoły. Próbuje podnieść się z łóżka, jednak coś przyciąga mnie z powrotem do niego. Ja wiem, że bardzo kocham swoje łóżko, ale chyba nie aż tak bardzo, żebym nie mogła się z niego podnieść. Spoglądam w dół, aby znaleźć przyczynę tej dziwnej sytuacji. Zamieram kiedy widzę rękę oplatającą mnie w pasie. Po tych wszystkich tatuażach które się na niej znajdują łatwo domyśleć się do kogo ona należy.
- Andy cholera jasna! Co ty do kurwy nędzy tutaj robisz?! – krzyczę na śpiącego chłopaka który wtula się w mój bok.
- Cii, jeszcze pięć minutek – mruczy pod nosem.
- Ja ci  kurwa dam, pięć minutek!

________________________________


No i mamy kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba ;)